Central Park.

- jasne, że wszystko w porządku. czemu miałoby nie być? - trochę żałował, że puściła jego rękę.

- nie wiem, wydaje mi się, że straciłeś humor, czy coś - wzruszyła ramionami i pewnie popatrzyła mu w oczy.

również spojrzał jej w oczy
- nie, skąd - powiedział lekko rozkojarzony.

- skoro tak mówisz - wzruszyła ramionami, ale nadal myślała, że atmosfera jest jakaś taka inna i zastanawiała się dlaczego.

przysięgał sobie w myślach, że już nie będzie się puszczać i że do końca życia będzie żył w pieprzonym celibacie.
- myślę, że muszę już iść - zwrócił się do Blair - trzymaj się - pocałował ją w czoło i ruszył w kierunku domu.

- jejku, jimmy... - zaczęła, ale nie dokończyła. - dobra, nieważne. cześć - podeszła do jakiejś ławeczki, żeby usiąść.

szybki spacer w szpilkach. sport dla masochistek.
przemierzając dziarskim krokiem central park słuchała muzyki, jak zwykle zresztą. pogoda była dość kiepska, więc układała sobie plan na resztę dnia.

przeteleportowała się tu prosto z skąśc tam -.- zobaczyła violet,która nieźle śmigała w szpilkach,a ona w swoich nowych adidaskach <3 spokojnie była wstanie ją dogonić -serwus violet -powiedziała z bananem na twarzy stając na wprost niej.

- cześć josie! - ucieszyła się na jej widok i pocałowała ją w policzek na powitanie - co tam słychać, ma choute?

-wszystko okej-uśmiechnęła się miło.- a ciebie przypadkiem kac nie męczy? -uniosła brew i przyjrzała jej się uważnie i raczej nie była skacowana.-bo wczoraj nieźle zabalowałaś -puściła jej okoo .

- jestem skacowana, jak jasna cholera - burknęła - ale dochodzę do siebie. kawa i szybki spacer potrafią czasem zdziałać cuda. następnym razem będziesz mnie pilnować, josie. nie chcę znowu przez to przechodzić - zachichotała.

-przecież obie wiemy,że to nie twój pierwszy i ostatni kac -pokazała jakże fajny język :d.- ty nigdy się mnie nie słuchasz..zresztą-machnęła ręką.-dobrze znasz matta?-założyła kosmyk niesfornych włosów za ucho-bo wczoraj wyglądało jakbyś była na niego conajmniej obrażona,hm?

- co? nie, coś ty - zerknęła na nią badawczo - naprawdę było widać?

-nie no okej,musiałam to źle odebrać..wiesz jak to czasem ja -uśmiechnęła się kącikowo.-a właśnie w jakim kierunku idziesz?-podrapała się po nagdarstku,ale ej nie ma wszuw :<

- przed siebie. nie mam dzisiaj co robić, to spaceruję w tych pieprzonych butach - wskazała ręką na swoje buty, na wysokim szpilu - może dawka powietrza zniszczy resztki mojego kaca, pffff.

-całkiem miłe te twoje buciki-spojrzała na nogi violet-tylko pewnie cholernie nie wygodne-dlatego ona tylko od święta chodziła w butach na obcasie.w sumie nie miała potrzeby podzielenia się z violet tą informacją,pewnie dlatego,że ona wszystko no może prawie wszystko o niej wiedziała i vice versa,czy coś.-doszły mnie słuchy,że jakaś jest dziś impreza .. nad jeziorem,o ile dobrze pamiętam, idziesz?-ojezu i nie wiem.

- impreza nad jeziorem? - uniosła brwi. była przyzwyczajona raczej do eleganckich klubów z przyjemną, muzyką (skrzypce, fortepian), ewentualnie do zwykłych pubów, gdy miała gorszy humor - czemu nie? - rzekła od niechcenia i wzruszyła ramionami.

-no to chyba oczywiste,że tam będziesz -powiedziała z dość dziwnym smajlem na twarzy.-ejże,pamiętasz violet&josie nigdy nie opuszczają żadnych imprez!-podekscytowala sie nie ma co,tylko nie wiem czemu robi z nich takie friendsforewa.zapięła swoją kurtałke czy co tam miała,bo zawiało dość nieprzyjemnie.jezu nie umiem już grać ;.;

:> :*
- tak violet & josie nie OPUSZCZAŁY żadnych imprez. planowałam to zmienić i poświęcić się tym pieprzonym studiom. wiesz, że miałam dość traktowania mnie jak idiotkę i tekstów, że 'skończymy w jakimś burdelu' - z niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy gdzieś się zapatrzyła - ale chyba moje plany zacznę wprowadzać w życie od jutra - uśmiechnęła się.

-od kiedy przejmujesz się tym,co inni o tobie myślą?-wydęła usta.bo przynajmniej josie nigdy to nie obchodziło,miała na nich wyjebane,że tak powiem.- no i to mi się podoba -znowu banan pojawił się na jej twarzy.

- ojciec by mnie nie wyrzucał tyle razy z domu, gdyby uważał, że jestem cnotliwą dziewicą - wywróciła oczami - jeśli udowodnię, że potrafię być poważna, to może opłaci mi gosposię, bo nie mam zamiaru użerać się z tym całym bajzlem - wzdrygnęła się.

-twój ojciec ma poprostu taki charakter,no-nie wiem czy chciała ją pocieszyć czy co.-widze,że masz wszystko olinkluziw,mnie ledwo stać na pół czynszu za mój apartament,ale znasz moją matke,zawsze mnie wspierała finansowo też-lekko się uśmiechnęła.bo jej ojciec to był chyba jakimś tyranem ;< bo nie miała o nim dobrego zdania,zresztą cała dzielnia też!

- nie mów mi, że josephine klepie teraz biedę? - zapytała się z rozbawieniem, zmierzyła ją wzrokiem i dopiero teraz zauważyła, że nie taką josie pamięta. zawsze ubierała się w najdroższe kiecki, a nie tak 'zwyczajnie'. cóż, violet do najbystrzejszych nie należała. zaśmiała się głośno - nie wierzę, że nie znalazłaś sobie jeszcze sponsora, choute.

-no cóż takie czasy-powiedziała z grymasem na twarzy.-a tak serio to ludzie się zmieniają,nawet tacy jak ja :d a grono elity coraz bardziej sie zacieśnia-skomentowała,no bo od dawna już do niej nie należała ;c ....ale to chyba był świadomy wybór.-ejże,nie bawię sie w sponsoring-zachichotała i dźgnęła violet palcem w brzuch!

- ała! - krzyknęła rozbawiona - nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru być biedna. jak ojciec skończy przysyłać mi pieniądze, to nie wiem... zacznę zarabiać jako wielki znawca literatury, pfff - znowu na jej twarzy pojawiła się niezbyt przyjazna mina - mam ochotę się napić - oświadczyła w końcu całkiem poważnie, ale kiedy przeniosła wzrok na josie znowu się roześmiała.