Huston River Park

ta głupia baba w kostiumie się tutaj wpieprzyła w ładny widoczek, hihi.
chodziła sobie tą ścieżynką koło rzeki, gdzie widać tych szalonych biegaczy. na szczęście, żadnego teraz nie spotkała więc mogła urządzić sobie przyjemny spacerek, jedząc loda czekoladowo-waniliowego, którego kupiła w budce niedaleko. rozglądając się trochę i maniakalnie trzymając swoją białą zwiewną sukienkę, przecież nie chcę zrobić tutaj merlin monroł, stwierdziła, że teraz będzie tutaj pewnie przesiadywać cały czas.

pewnie miała dziś tak zabiegany dzien jak ja, więc tutaj postanowiła odpocząć. rozsiadła się na jakiejś przyjemnej ławeczce, słuchała muzyki ze swojego ajpoda, jadła lizaka i przeglądała jakiś pięknie wydany album z dziełami andy'ego warhola <3

w sumie heather też tutaj wylądowała, bo obliczyła sobie, że tu fajnie jest. i przychodzić będzie codziennie na jakiś tam spacerek. więc teraz, tak jak wczoraj, wchłaniała drugiego już loda czekoladowo-waniliowego i miała zamiar kupić jeszcze watę cukrową. najwidoczniej ma mało cukru, albo co, może chce przytyć nie wiadomo po co!
- co to? - wyszczerzyła się do violet, przysiadając obok niej. przekrzywiła głowę do kolan, tak żeby mogła zobaczyć co obecnie przegląda, cnie. - cześć, tak poza tym - pomachała swoim lodem, bo akurat miała taką fanaberię.

podstawiła jej książkę pod nos. akurat oglądała zdjęcia eddie sedgwick - to album - uśmiechnęła się, wyciągnęła lizaka z ust i zdjęła słuchawki z uszu - cześć heather, co tam u ciebie? jak się układa tobie i tony'emu? zresztą po co ja się pytam. bardziej prawie idealnej pary chyba w nowym jorku nie ma - zaśmiała się i znowu wsadziła sobie lolipopa w usta.

pokiwała głową, kładąc łokieć o oparcie ławeczki. założyła nogę na nogę, przy okazji poprawiając swoją sukienkę, znów falbaniastą. pewnie zaczynają jej się podobać, ja mi, hihi.
- jest wszystko dobrze - kiwnęła głową, wyrzucając za siebie patyczek po lodzie. najwidoczniej śmietnik był za daleko, a on lepił się do jej palców, cóż. uśmiechnęła się szeroko, zastanawiając się czy ta idealna para była ironią czy też nie. nie chyba, tak jej się zdawało! - a u ciebie jak, co tam? - oparła głowę o nadgarstek, najpierw sprawdzając czy się cała nie umazała!

możliwe, że w tym co powiedziała violet znajdowała się szczypta ironii.
- a u mnie, eh... wszystko po staremu. dowiedziałam się, że mam brata jakieś dwa dni temu. wprowadził się do mnie, więc muszę dzielić dom z obcym mi facetem. poza tym mam stwierdzoną nerwicę i muszę brać jakieś dziwne tabletki - lekko się skrzywiła - nie wiem, czy mam sobie współczuć z okazji tego wszystkiego, czy nie. w każdym razie jestem dziś zmęczona i mam lekkiego kaca. zajebiście - ironicznie podsumowała to wszystko o czym przed chwilą wspomniała.

- brat to chyba nie aż tak obcy facet? - zmarszczyła lekko brwi, dała to w formie pytania, bo nie wiedziała czy violet w ogóle swojego brata lubi czy też nie. albo czy nie jest jakimś ćpunem, alkoholikiem czy innym z tego worka. - no, ale nawet jeślibyś nie chciała z nim mieszkać, to głupio go tak wywalać - przywróciła brwi do normalnego stanu, znaczy do normalnego wyrazu twarzy. - z pewnością tych ostatnich dwóch rzeczy możesz sobie współczuć - uśmiechnęła się kącikowo, stwierdzając, że to nie zabrzmiało zbyt pocieszająco.

- brat to nie powinien być obcy facet, ale tak się składa, że go nie znam. żałuję, że nie wychowywałam się z nim, bo teraz jest dla mnie jak na razie obcy. nawet nie mam zamiaru go wywalać, bo chcę go przecież poznać i takie tam. nie mogliśmy mieszkać ze sobą w dzieciństwie, to będziemy mieszkać sobie razem jako dorośli - wzruszyła ramionkami i zamknęła książkę - mam dzisiaj chyba zły dzień, pewnie jutro będę miała lepsze rzeczy do roboty niż żywienie współczucia do samej siebie. to żałosne - założyła okulary przeciwsłoneczne na nos.

- oj, tam każdy kiedyś ma taki dzień, a ty akurat masz dziś - pokiwała głową energicznie i z przekonaniem, że tak właśnie jest. tyle, że jak ona ma dzień na użalanie się nad sobą, to woli z domu nie wychodzić, żeby nie dostała od kogoś kamieniem w łeb za te głupoty. - mam nadzieję, że brat nie będzie sprawiał problemów takich jak nocny tryb życia - zachichotała, obserwując sobie rzeczkę. może ktoś się topi i będzie sensacja! tak jednak nie było.

- nocny tryb życia? hm, nie miałabym chyba raczej z tym problemów. fajnie by było sobie nawet od czasu do czasu poimprezować z bratem - zaśmiała się - bardziej mnie przeraża brak prywatności we własnym domu. narazie tego nie odczuwam zbyt dotkliwie i mam nadzieję, że tak już zostanie - pewnie też idąc w ślady heather spojrzała na tą rzeczkę - kiedyś byłam na wakacjach u moich dziadków, tam też jest podobna rzeczka. pewnego dnia wyłowili z niej ciało małego chłopca. nie znałam go, ale strasznie płakałam z tego powodu i miałam koszmary, brr. nie wiem, dlaczego ostatnio mam takie makabryczne fleszbeki. chyba potrzebuję zakupów, tak. to by mi poprawiło humor - przeniosła wzrok z rzeczki na niebo - szlag, zapomniałam karty kredytowej. jak zwykle w takie dni wszystko idzie po mojej myśli! - rzekła ironicznie. pewnie gdyby była palaczką, to wypaliła by dziś chyba z milion paczek.

spojrzała ciekawsko na violet, lekko unosząc brwi. przekręciła głowę lekko w prawą stronę, słuchając tej dziwnej historii, pewnie aż dostała gęsiej skórki. od tego albo od tego, że właśnie zawiał jakiś zimny wiatr, a liście na drzewach zaszeleszczały złowrogo, hyhy. okej, z tymi liśćmi to żartuję. mam za oknem pomarańczowo, dziwnie -.- więc pewnie tam przy zachodzie słońca było podobnie. więc zrobiło się pomarańczowo.
- no dobry scenariusz na horror - potarła swoje ręce, żeby okropna gęsia skórka zniknęła. - możesz się wrócić do domu, albo teraz wykorzystać do tego brata, żeby ci przyniósł - zachichotała, ale potem tylko się uśmiechnęła.

- brr, nawet tak nie mów. to był chyba jeden z najgorszych momentów w moim życiu - spojrzała na nią z malującym się bólem na twarzy - no niby mogłabym się wrócić, albo poprosić timo, ale wiesz... w sumie mi się nie chce. nic mi się nie chcę. chyba będę tutaj siedzieć aż w końcu zasnę, a jak nie zasnę, to umrę ze strachu przed zboczeńcami i innymi tego typu degeneratami - niezdecydowana ta violet, jak zawsze, kiedy miała zły dzień :<

pokręciła głową z niezdecydowania violet i dmuchnęła w swoją grzywkę, żeby wróciła na odpowiednie miejsce.
- to chcesz poprawić sobie humor czy nie? - uniosła lekko lewą brew. właściwie heather cały czas dziś leżała sobie w łóżku, słuchając bądź co bądź lekko przygnębiającej emiliany torrini. dobrze, że jeszcze nie wpadła w taką melancholię. poprawiła jeszcze raz swoją sukienkę, spuszczając nogę z nogi i teraz skrzyżowała je w kostkach.

- chcę - odpowiedziała zdecydowanym tonem - ale nie mam żadnego pomysłu - westchnęła i podkuliła nogi pod siebie. nie zwracała uwagi na to, że jest właśnie w sukience i że prawdopodobnie widać jej teraz bieliznę :< pewnie, jak wróci do domu, to będzie oglądać romansidła, żeby popaść w zły humor absolutny xd - może ty coś wymyślisz? - zerknęła na heather.

na chwilę się zamyśliła, odrzucając wszystkie złe pomysły, które chodziły jej po głowie na początku. złożyła usta w dzióbek, pomagając się w myśleniu bębnieniem palcami o oparcie ławki. po chwili się uśmiechnęła i zerknęła na violet.
- możemy poprawić sobie humor na plaży, to bardzo miłe miejsce, obiecuję że tym razem nie zostawię cię tam śpiącej - roześmiała się, ale potem skrzywiła bo to zbyt pocieszające nie było raczej. - albo postawić na kluby - pokiwała energicznie głową i wyczarowała jakąś gumkę do włosów, żeby je związać. tylko jej przeszkadzały!

- za tą plażę, to powinnam was wszystkich zabić - warknęła - nawet nie wiesz jak się bałam, całe szczęście, że nie spanikowałam, ani nie byłam upita, bo wtedy miałabym spory problem! - rzekła z wyrzutem, po czym odparła - nie wiem, jak wolisz. w sumie dawno nie byłam w żadnym klubie, a z plażą to mam złe wspomnienia i nie powinnaś być z tego powodu zdziwiona.

zakryła twarz dłońmi, żeby violet jej nie zabiła wzrokiem albo coś w tym stylu. potem westchnęła, stwierdzając że będzie musiała zadecydować za nią. szczerze mówiąc nie chciało jej się latać po klubach, szczególnie w sobotę, kiedy będą tam tłumy pijanych, dziwnych ludzi. postanowiła rzucać kolejnymi propozycjami.
- możemy iść też jeszcze raz na striptiz - roześmiała się i klasnęła w ręce. ale to chyba zła propozycja, hihi. - zjadłabym też kolejną porcję lodów - kiwnęła głową, skrzywiając się, chyba dlatego, że miała dziś zbyt duży apetyt, a ona jeść nie lubiła zbyt dużo!

- striptiz? - zapytała ją z lekkim może nawet niedowierzaniem - widzę, że ci się spodobało. jeśli mam być szczera, to nie spodziewałam się tego po tobie - zaczęła chichotać, ale zdusiła go wymuszonym kaszlem - właściwie nie wiem gdzie chcę iść. możemy iść gdziekolwiek, byleby poprawił mi się humor - po chwilowym zastanowieniu odparła - może do jakiegoś baru albo coś w ten deseń?

zmrużyła lekko oczy, unosząc brwi. nie podobało jej się, ale niech jej będzie! to była luźna propozycja w formie żartu :< albo i nie, hu nołs? raczej stawiam na to pierwsze.
- więc bary lepsze od klubów, w sumie racja - stwierdziła z przekonaniem. wstała z ławki, wygładzając sukienkę na udach i strzepując jakieś wyimaginowane pyłki z tyłka. - to idziemy - zadecydowała, zarzucając na siebie czarny sweter, który wyciągnęła z jakiejś przyjemnej, białej materiałowej torby.

podniosła swoje cztery litery z ławki, pewnie też założyła coś na ramiona bo robiło się już chłodno - to w takim razie prowadź. ty wybierasz bar, czy cokolwiek. zostawiam to tobie - westchnęła i pewnie doczłapała się za heather powolnym, leniwym krokiem.
możesz zacząć, dobra człowieczko!

siedziała sobie na trawce, bo nie widzę tu żadnych ławek, ale pewnie są, a może to ja jestem ślepa. nieważne! w każdym razie siedziała na trawie, próbując złapać promienie słońca, które na szczęście nie były już takie ostre, więc mogła się trochę poopalać bez strachu, że poparzy sobie skórę.

pewnie przechodził sobie przez ten parki kurat zauważył blair. najpierw chciał przejść obok niej, niby jej nie zauważając, ale stwierdził w końcu, że to głupie. postanowił się przywitać i zachowywać się jak najnormalniej - witam blair - uśmiechnął się szeroko, odgarniając z twarzy włosy, które były w wiecznym nieładzie. tak naprawdę to tony spędzał przed lustrem milion godzin, żeby wyglądały tak, jakby nic z nimi nie robił xd

odwróciła głowę w jego stronę, zastanawiając się kto śmie zasłaniać jej słońce. chociaż może to i lepiej, nie będzie cała czerwona przynajmniej.
- cześć - odpowiedziała, również się uśmiechając. może nie tak szeroko jak on, ale zawsze! - co słychać?

- a nic ciekawego. wstałem bardzo wczesnym rankiem, odwiozłem sally do domu no i teraz mam wolne. zero plan ów do końca dnia, nic. chyba się zanudzę na śmierć - zaśmiał się i włożył swoje ciemne okulary przeciwsłoneczne na nos. - a co u ciebie? - spojrzał na nią z zaciekawieniem. może nawet bacznie się jej przyglądał ;p