Alejka zakochanych

pewnie słyszała, bo właśnie skończyła jej się piosenka. zerknęła na chucka, ale nic nie powiedziała, bo uznała, że to nie jest jej sprawa. wyłączyła i-poda i schowała do kieszeni jeansów.

-Przepraszam. Nie chciałem Ci zakłócic spokoju. -Wskazał na jej ipoda i uśmiechnął się smutno.

- okej, okej - uśmiechnęła się. - wszystko w porządku? - no tak, jakby liczyła, że cokolwiek jej powie. ale ona już tak pewnie miała.

-tak. To tylko problemy w pracy. Czego słuchałaś?

pokiwała ze zrozumieniem głową.
- guns n'roses - odpowiedziała z uśmiechem.
i pewnie poszła.

On pewnie został i gapił się na nic. Bardzo go to wciągnęło.

akurat wracała tędy do domu, taszcząc za sobą książki, z których przez większość dnia się uczyła.
- o nie! znnowu ty! trzeci raz! - zawołała widząc chucka zapatrzonego gdzieśtam - wystrzeliłeś z biblioteki, jak z procy, chcę tylko powiedzieć, że nie chciałam być niemiła - powiedziała podchodząc bliżej.

-hej- uśmiechnął się. -w porządku, poprostu odebrałem to trochę dziwnie i postanowiłem się zmyc zanim się pogorszy. -uśmiechnął sie.

zachichotała - nie bierz mnie za taką jędzę - klepneła go w ramię - nie lubię, kiedy ktoś przede mną ucieka.

-Wybacz. Więcej nie będę. 

- pozwól, że już sobie pójdę. jestem strasznie zmęczona, prawie cały dzień się uczyłam - pocałowała go w policzek i ruszyła w kierunku domu.

-odprowadzic Cię? -wstał.

- nieeee, poradzę sobię sama - uśmiechnęła się i pomachała mu.

-Okej.- powiedział smutno i ruszył w kierunku swojego domu. I tak nie miał nic lepszego do roboty.

to gdzieśtam okazało się być tutaj, tadam!
nie miała ochoty dziś bawić się w klubie, pić kawy, jeść ect ect, ale za to nie pogardziłaby udawaniem zakochanej pary. francuzi są przecież tacy romantyczni ;p

romantiko, hihi
szczerze mówiąc matt jakoś dziś nie miał ochoty na jakiekolwiek wypady do klubu, chodź pewnie znając życie jakby ktoś napisał wiadomość, że gdzieś tam coś tam organizują to by poleciał, hihi. no ale wyjdzie w praniu.
- ciekawe czy w nocy też jest tu tak przyjemnie! - zastanawiał się trochę na głos, zmrużając oczy chodź tego pewnie nie było widać, bo miał swoje okulary zawsze przy sobie! powiem ci, że jakoś objął violet ramieniem, prawda!

- hm, to zawsze można sprawdzić - wyjęła z torebki lizaka i wsadziła go sobie w usta. gdy poczuła, że matt ją obejmuje, ona zrobiła to samo - chociaż bardzo możliwe, że to jest główne siedlisko zboczeńców w całym nowym jorku - zachichotała.

- to pewnie musi być interesujący widok, co prawda to prawda - pokiwał głową, rozglądając się jeszcze czy przypadkiem już zboczeńce nie zaczynają się zbierać. przy okazji kopnął jakiś kamyk, który napatoczył mu się pod nogi i zapewne aż tak mu przeszkadzał w dalszym spacerku, no nie.
- pamiętaj, że i tak zgłosiłem się do nocnego spaceru jako ochrona - przypomniał jej szeptem, na ucho nawet.

- jakbym śmiała o tym zapomnieć. nie bałabym się z tobą wyjść - stanęła na palcach i lekko ugryzła go w wargę - czy mi się wydaję, czy ty rzucasz palenie? z tego co wiem, to kopcisz, jak lokomotywa, a od wczoraj nie widziałam cię z papierosem w ręku - poklepała go po plecach i się uśmiechnęła zalotnie

- nie rzucam, - pokiwał głową zaskoczony. pewnie nawet nie zauważył, że nie palił, a teraz ona mu o tym przypomniała i ogólnie będzie fajno.
- nie rzucam, pewnie to tak wygląda - wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. tak to jest, jak pewnie pali już z pięć lat, nie umiałby się odzwyczaić. chodź tak naprawdę zajął się violet i nawet zapomniał, że jest coś takiego jak papieros....

jezu, moj sasiad robi sobie kort tenisowy w ogródku........ ale palant!

nie ma to jak uroki pomysłowych sąsiadów

- szkoda, bo smakujesz jak papieros - powiedziała z udawanym przekąsem i jeszcze raz go ugryzła, wieszając mu się na szyji i wkładając mu ręce do kieszeni w spodniach, hihi. potem się trochę opanowała i kontynuowała spacer z nim.

jakby gral to byloby okej, ale... no nic ; d

ale ona go rozochociła! pewnie się zatrzymał i objął ją mocno w talii, przyciągając do siebie. stwierdził, że i tak już dziś im nic bardziej nie wpadnie, chyba, do głowy niż seks w parku, ale to już mieli za sobą. mniejsza o to. pocałował ją, pewnie trochę nachalnie, ale może tego nie odczuła, ihi. tak czy siak, starał się być może trochę delikatny, pewnie nie miał zbyt dużo wyczucia.
- no, teraz możemy iść - uśmiechnął się lekko, jedną rękę wbijając w kieszeń.

- uf, tak, możemy - odgarnęła włosy z czoła, biorąc głębokie oddechy i wachlując się dłonią, żeby zniknął jej rumieniec z twarzy (tak widocznie na nią działał ;p). co chwilę się potykała, bo nie miała ochoty zerkać w dół, na kamyki plątające się jej pod nogami (poza tym: obcasy). zaszli pewnie w jakąś alejkę, w której nakryli dwie migdalące się pary i ekshibicjonistę. życie tu najwidoczniej zaczynało się po 20 ;p

pewnie tak sobie chodzili, chodzili aż wreszcie przestraszyli się transwestytów na rogu i gdzieś tam poszli, bo ja muszę lecieć, ale będę jeszcze potem jak coś ; **

na dodatek violet przypomniała sobie, że zostawiła włączone żelazko, narazie :*