Alejka zakochanych

romantisch, jakby krzyknęła moja baba od niemieckiego, ale lepiej jej w to nie mieszkać, bo to straszna kobieta jest!
przyszli tutaj, o dziwo zrobiło się jakoś cieplej niż było np. po południu. ciekawe od czego to zależy, no trudno. cieszyła się nawet, bo było pusto i nie wyskakiwali zboczeńcy zza każdego drzewka! owinęła się w płaszcz czaka i zaczęła nucić jakaś przyjemną piosenkę, nie wiem jaką, ale fajną. dajmy na to.

no lepiej nie mieszaj do tego bab od niemieckiego ;p bo moja tez za ciekawa nie jest ;>On pewnie objął ją ramieniem i tak sobie spacerowali w ciszy bo Chuck nawet nie wiedział co mialby powiedziec. A nie chciał nic pogorszyc.

moja jak chce odpowiadać to krzyczy: "dzieccccko, nie odpowiadaj jak cię o to proszę!" ; d tak więc moja baba od niemieckiego jest hardcorem.
abi, w tym czasie przeskakiwała sobie kałuże. jednak chyba jedna była za duża i wpadła w sam jej środek, ochlapując do reszty swoje conversy i rajstopki do kolan.
- ups, cholera - rzekła i roześmiała się, patrząc na stan swojego dolnego ubioru!

Chuck zaczął się głośno śmiac. -Głupek. -Skomentował ją śmiejąc się. Stanął obok niej na środku tej kałuży. Przytulił ją i pocałował w czoło. Zaraz po chwili chwycił ją i przerzucił ją sobie przez ramie.

krzyknęła pewnie jakieś "aaaaAaaAa!" i zaczęła się głośno śmiać.
- brudzę ci plecy błotem - stwierdziła, chyba uradowana tym faktem, bo właściwie to było śmieszne. no jak jej nogi, w mokrych butach, obijały się o jego plecy to pewnie tak się stało! jedną rękę, jakoś luźno przewiesiła na jego karku.

-Myślę, że przeżyję. Mam dobrą kobietę od robienia prania. -Niósł ją tak pewnie dłuuuugi kawałek. -Zaniesc Cię do domu mademoiselle? -Zaśmiał sie.

- et oui! - westchnęła i roześmiała się. pewnie całkiem przyjemnie i wcale nie głośno jak jakiś koń, w końcu znała umiar. rysowała mu jakieś wzroki na ramieniu, nucąc dalej ciekawą piosenkę, niech będzie, że udawała głos axla w welcome to the jungle i nawet nieźle jej to wychodziło!

okej, podoba mi się nazwa tej alejki, bo kojarzy mi się z fajną alejką w takim parku, który mam niedaleko domu. nieważne! w każdym razie spacerowała sobie tą właśnie alejką, przy okazji pewnie czytając plotkarę i wkurzając się na jej brednie. przecież wczoraj wcale nie była naburmuszona, skądże. poprawiła swój zapinany sweter i szła dalej, wciskając telefon w jakąś kieszeń, bo nie miała przy sobie torebki. a co się będzie przejmować plotkarą! przecież ma inne zmartwienia pewnie.

widocznie wyszedł sobie na spacerek, chodź mu się ta nazwa zbytnio nie podobała. mniejsza o to, palił pewnie jak zwykle na jego spacerach przystało papierosa jednego za drugim i ręce miał wbite w kieszenie. widocznie tak energicznie szedł, że trącił przez przypadek blair ramieniem, ale tylko mruknął coś pod nosem, bo nie zauważył, że to ona!
- o, blair! - spojrzał na nią przepraszająco.

pewnie była jakaś przymulona i w ogóle niewyspana, więc już miała puścić jakąś wiązankę, kiedy zobaczyła, że to matt, więc tylko się uśmiechnęła.
- cześć - powiedziała. - zapatrzyłeś się - zauważyła. chociaż w sumie ona też się zapatrzyła, na fajne drzewka, tak jak ja przed chwilą, bo kocham drzewa w czerwcu i maju, okej, nie wiem co gadam. w każdym razie blair nie wyglądała na złą i nie była.

tak się zapatrzył, że aż mu chyba papieros z buzi wypadł. wydał z siebie tylko jakieś 'no żesz' i przydeptał go czubkiem conversa.
- nawet nie wiem na co, trudno, przepraszam jeszcze raz - wzruszył ramionami i przeprosił raz drugi na wszelki wypadek jakby chciała mu wkopać, kto wie, może ma jakiś ukryty agresor! podobno każdy ma.

- nic się nie stało, naprawdę - zapewniła, bo ona nie jest wcale agresywna, chyba, że naprawdę się wkurzy, a to zdarza jej się rzadko, bo ciężko wyprowadzić ją z równowagi. podobno. - co słychać? - zapytała z braku lepszego pytania.

gdyby mnie było ciężko wyprowadzić z równowagi, to by było fajnie.
- właściwie nic nowego - wzruszył ramionami po raz drugi, przenosząc wzrok z rozgniecionego papierosa na blair. - podobno wczoraj nieźle się bawiliście - roześmiał się lekko pod nosem, wyjmując ręce w kieszeni i podciągnął rękawy swetra do łokci, coś z ten deseń.

- kto się bawił to się bawił - wzruszyła ramionami, bo ona wcale się fajnie nie bawiła. pewnie jej się znudziły imprezy albo coś takiego. - w każdym razie odholowałam violet bezpiecznie do domu - zameldowała, w razie czego.

spojrzał na nią badawczo, nie wiem, może przez to jej stwierdzenie, że kto się bawił ten się bawił. jaskółki śpiewały, że mocno się bawili, więc był w takim przekonaniu!
- ty się nie bawiłaś? - spytał, całkiem luźno, unosząc brwi. - wiem, zdążyłem już od niej usłyszeć żebym spadał, to chyba jest z nią całkiem w porządku, jędza jedna - machnął ręką, śmiejąc się dalej cicho pod nosem.

- nie, ja nie - uśmiechnęła się, bo dzisiaj ten fakt nie dołował jej tak bardzo jak wczoraj. - ale mam nadzieję, że się na nią nie pogniewałeś - spojrzała na niego wzrokiem 'bo jeśli tak, to będziesz miał ze mną do czynienia!'. - pewnie ma dzisiaj jakiegoś zabójczego kaca - zaśmiała się, przypominając sobie jak wczoraj violet się bawiła.

uniósł ręce do góry w geście 'jestem niewinny, nie zabijaj wzrokiem!' i roześmiał się, może już głośniej niż do tej pory. ale nie aż tak, że wszystkie ptaki z drzew odleciały, jak na filmach!
- przez najbliższe dni z kacem, lepiej się chyba po prostu nie odzywać - pokiwał głową, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów z którego wyciągnął jednego i podsadził ową paczkę blair pod nos.

wcale nie chciała nikogo zabijać wzrokiem, po prostu ostatnio nieświadomie zamraża oczami każdego. ;c
- nie życz jej tak źle, wydaje mi się, że jutro będzie jak nowo narodzona - nie, żeby blair się znała na kacach, albo ja... pokręciła głową przecząco, bo nie miała ochoty palić.

- nie życzę źle - zaprzeczył zdziwiony i schował paczkę z powrotem do kieszeni. uśmiechnął się tylko lekko i stwierdził, ze chyba musi iść. no bo ja muszę iść, siostra mnie zgania, baaajos ; * będę potem jak coś.

też poszła. pa :*

przyszedł tu paląc papierosa. spacerował wolnym krokiem, czekając na heather.

mądra, pewnie odziała się w sam sweterek, myśląc że jak już wakacje to będzie upał. dobra, tak czy siak pewnie było jej ciepło, bo strzeliła sobie marszobieg, naszczęścienienaobcasach. kiedy zobaczyła tonyego, miała nadzieję, że to on, bo właśnie wskoczyła mu na plecy, chichocząc.
- dobry wieczór - jakoś sprytnie wygięła głowę i cmoknęła go w kącik ust.

- osz ty szloro jedna, przestraszyłaś mnie! - zaczął się głośno śmiać, jako mu pewnie zeskoczyła z pleców, więc dał jej buziaka w polik. potem sobie pomyślał, że to taka podstawówka trochę i że w końcu jest dorosły, jest hardkorem i sę możę, więc pocałował ją w namiętnie w usta. napiszę kiedyś książkę pt. 'jak nie pisać książek', jeśli nie wyleczę się z mojej grafomanii, serio. w piekle się będę smażyć xd - jak ci minął dzień, kochana? - zapytał obejmując ją na wysokości nerek.

ja też, bo zazwyczaj takie głupoty i masło maślane układam, że się tam spotkamy, ale whatever ; d
zarzuciła mu ręce na kark, tak wiesz.
- byłam na zakończeniu roku, tak, a potem nic nie robiłam właściwie ciekawego i mam już totalnie wolne, mogę robić co chcę! - zadowolona z tego faktu zachichotała znów i jakoś odrzuciła głową, żeby kosmyk opadający na czoło, wrócił na pierwotne miejsce. pewnie wolne do czasu, ale mniejsza o to! uniosła się jakoś na palcach, żeby cmoknąć go w środek ust, bo pewnie była zawsze trochę niższa, cnie!

- no to od dzisiaj będziesz miała co robić, bo będziesz spędzała czas ze mną tak długo, aż się mną znudzisz, moja droga - zaśmiał się słodko, w sumie mu odpowiadała taka opcja, bo lubił heather. nawet bardzo. pewnie pomógł jej doprowadzić włosy do porządku.