Starbucks.

-Masz zamiar zrezygnowac z tych studiów?

- nie, raczej nie. lubię aktorstwo i zawsze marzyłam, by grać w jakichś filmach, tylko że mam wrażenie, że się nie nadaję. opuszczam sporo zajęć ze zwykłego lenistwa - skrzywiła się. - ale chcę ukończyć jakiekolwiek studia, a nic oprócz aktorstwa raczej mnie nie pociąga.

-To dobrze, że nie rezygnujesz. - Podwinął rękawy swojej koszuli. - Może najwyższy czas, abyś się trochę przyłożyła do tego aktorstwa. Nie chcę Cię pouczac, ani nic z tych rzeczy, ale myślę, że masz duże szanse na zrealizowanie swoich marzeń.

sorry, że tak zniknęłam. xd
przyłożyć się? ona? hm, to brzmiało trochę zabawnie. blair wszystkim szybko się nudziła. ale tylko przytaknęła.
- hm, może i masz rację.

///chodz na owcza lake bo tam jestem ;p zalozmy ze poszlismy sie przejsc ;p///

Przyszedł tutaj ubrany w strój do biegania, bo nareszcie się wypogodziło. Zamówił sobie kawę i wziął jakąś tam gazete ze stosu. Sączył więc kawę czytając gazetę, potem zdecydowanie miał zamiar wybrac się do Central Parku aby pobiegac.

zachciało jej się gorącej czekolady pistacjowej, więc przyszła tutaj. złożyła zamówienie zajęła stolik i obserwowała ludzi przez okno.

pogoda była beznadziejna, padał deszcz więc wstąpiła do kawiarni napić się jakiejś owocowej herbaty.

No to wpadł tu, bo jakoś go tu przywiało. Ręką strzepną sobie jakieś krople z włosów i podszedł do kasy. Kupił sobie jakąś czarną kawe. Zobaczył jakąś ładną dziewczyne. Odsunął krzesło przy jej stoliku.
- Dzień dobry - odezwał się z uśmiechem popijając kawe.

była trochę zaskoczona przysiadką jakiegoś obcego gościa do swojego stolika, ale nie przeszkadzało jej to zbytnio - dzień dobry. a pan to kto? - zapytała lekko się uśmiechając.

- A pan to Justin, a pani? - spojrzał na nią jakoś tak z uśmiechem, ale on się zawsze uśmiechał, tak jakoś w genach to miał.

- mademoiselle violet lorrain - zachichotała i podała mu swoją rękę na przywitanie. rozejrzała się dookoła i doszła do wniosku, że w kawiarni oprócz nich znajduje się zaledwie kilka osób, a potem zwróciła się do niego z uśmieszkiem na ustach - rozumiem, że dosiadłeś się do mnie, bo nie było już wolnych miejsc.

- Taki tu tłum, a ty wydawałaś się najlepszą osobą do towarzystwa - uśmiechną sie do niej. Włosy se poczochrał, by nie wyglądac na jakiegoś palanta czy coś.

- oh, miło mi usłyszeć coś takiego - odwzajemniła uśmiech i pomieszała łyżeczką swoją cherbatę - skąd jesteś, jeśli można spytać? mieszkasz tu? jesteś justin, tak? - zasmiała się ze swojej sklerozy.

- tak Justin. Ja tu mieszkam...czekaj niech policze - wyciągną rękę i udawała że liczy jak małe dziecko - od wczoraj - ząsmiał się. - Jestem bratem Alison, mam nadzieje że jej nie znasz, powiedz że jej nie znasz ! Jestem z Barcelony tak jak ona - Popił sobie troche swojej czarnej kawy, ale zapomniał ze jej nie słodził, no już trudno.

- ooo, świeża krew. zresztą, ja też nie jestem tubylcem. mieszkam tu niewiele ponad tydzień - spięła włosy jakąś spinką, bo końcówki wpadały jej do cherbaty, co zaczynało ją już powoli lekko irytować - a skąd tu przyjechałeś?

- Mieszkałem przed NY w Paryżu. A ty skąd jesteś? Albo skąd przyjechałaś? - Sończyła mu się kawa więc bawił się kubkiem, który mu pzostał.

klasnęła w dłonie - mon dieu! jestem z paryża! od urodzenia tam mieszkałam - zaśmiała się, a potem nachyliła się trochę nad nim - szczerze mówiąc, to nowy jork się nie umywa do paryża. tu nie ma TEGO klimatu, ale narazie nie planuję tam wrócić.

- ja tam nie wiem, mieszkam tu od wczoraj, ale Paryż jest cudowny. - uśmiechną się - ato dobre, pierwsza osoba poznana i to jeszcze z Paryża. - uśmiechną się i też sie nad nią nachylił - A co ci się tu nie podoba oprócz klimatu? Może faceci?

pomyślała trochę - faceci, hmm... chyba nie spotkałam tu nowojorczyka z krwi i kości - uśmiechnęła się lekko - zresztą, nie lubię wsadzać wszystkich do jednego worka, bo każdy jest wyjątkowy. zaczynając od wystrojonego francuza, do żywiącego się fast foodem nowojorczyka.

- Ojoj. Ja jestem bardziej ten pierwszy. - spojrzał na nią, miała ładne oczy - A czym sie zajmujesz na codzień?

- właśnie widzę, że więcej z ciebie z francuza - zatrzepotała rzęsami. zaczęła się zastanawiać się nad jego pytaniem. było trudne, bo ona praktycznie od przyjazdu do ny nie zajmowała się niczym szczególnym - tutaj zajmuję się głównie opróżnianiem kawiarni z gorącej czekolady. przyjechałam tutaj się usamodzielnić, a to wychodzi mi jak narazie kiepsko - zachichotała.

Nachylił sie nad nia, albo zrobił minę szarmancką czy coś, uwodziciela czy kogoś - Może Ci pomóc - odezwałs ię z jakaś dziwną nutą w głosie. Wyciągną papierosa i sobie zapalalił - Palisz? - nawet nie wiedział czy może tu palić.

- chcesz być moją nianią? - uniosła jedną brew i kącik ust - nie, nie palę, ma choute.

- Moge jeśli chcesz. A my będziemy tu tak siedzieć, może gdzieś pójdziemy? - Ciekawe czy ona bedzie chciała iść z kolesiem poznanym jakiś 30 minut temu.