ONE OAK BAR

on pewnie odwdzięczył się ironicznym uśmiechem i miłym wzrokiem.
spojrzał pewnie na swój zegarek i dla niego było całkiem, całkiem jasno jeszcze ; d szczególnie, że pewnie jak stąd wyjdzie będzie jeszcze włóczył się po mieście.
- młoda - roześmiał się, całkiem przyjemnie do josie. popukał dłoniami w kolana, znów pewnie w jakiś konkretny rytm. ale pewnie nie muzyki klubowej, bo jej nie miłował jak brytyjski rock......

- hm, w sumie to chyba lepszy taniec niż siedzenie i picie do upadłego - zaśmiała się i przesunęła ręce na jego kark. pewnie nie do końca świadomie.

-Pewnie tak.- Posłał jej uśmiech i zapodał jakiś tam obrocik, że niby umiał tańczyc.

-ale mimo wszystko,czuje sie jakaś zmęczona-wzruszyła ramionami.-bawcie sie dobrze -spojrzała pewnie na violet i mattaa a potem obdarowała ich buziakami w policzek.hrhr dobranoc.

pewnie przy każdym kroku bała się, że się przewróci, czy coś.
- jejku, gorąco tu - rozejrzała się. no tak, piątek wieczór, tłok i najwidoczniej zepsuta klimatyzacja.

dobrancka : 8
no to pewnie pożegnał się z josie i zajął jej miejsce obok violt, hyhy! przez chwilę obserwował bler i czaka, bo wydawali mu się chyba najciekawszym obiektem na parkiecie, bo jak jego czujne ucho dosłyszało, oboje nie umieli tańczyć, hihi!
- napijesz się jeszcze czegoś? - spytał swą towarzyszkę, pewnie powie, że nie bo się będzie bała, że jej coś wsypie do drinka.......

ale violet się nie bała, że coś jej wsypie do drinka. zresztą, i tak już była lekko rozmiękczona.
- chętnie - odparła krótko i znowu popchnęła szklankę dłonią na środek stolika.

-Może chcesz wyjśc na zewnątrz. Chociaż pewnie nie chciałabyś się rozchorowac.

- nie rozchoruję się - uśmiechnęła się słodko i poprawiła sukienkę. no dobra, zważając na to, że ma sukienkę nieco za połowę uda, to może jednak trochę zmarznie, ale co tam. - możemy wyjść, jak masz ochotę.

pewnie dziarskim krokiem pomaszerował do baru i pewnie nawet można było trochę usłyszeć jak musiał się wykłócać z kelnerem, żeby wsypał mu mniej lodu i nie robił wiochy.... mniejsza o to. przyszedł z jakimś tam trunkiem- nic nie wsypał, a przecież mógł, bo co- dla niej i dla siebie.
- proszę - podał jej nawet do ręki, może chciał się nagle zrehabilitować. usiadł z powrotem obok niej i ją objął ramieniem, aha.

wypiła swojego drinka w równie szybkim tempie, co poprzedniego. potem odwróciła twarz do matta - rączki przy sobie, proszę - uniosła jedną brew. jej wzrok był już lekko rozmydlony.

Chwycił ją za rekę i poprowadził na zewnątrz. Zdjął swoją marynarkę i jej podał w razie gdyby było jej zimno. Uśmiechnał się do niej.

- będzie ci zimno - stwierdziła, bo pewnie zrobiło jej się głupio, jak dał jej tą marynarkę. wzięła kilka głębszych wdechów i usiadła na schodkach, bo nie chciało jej się stać.

-Nie bedzie mi zimno. A zresztą wolę teraz marznąc niż potem całe życie miec na sumieniu to, że się przeze mnie pochorowałaś. - usiadł koło niej.

chyba to zignorował, bo już nawet przestał obserwować parkiet, może wszyscy ludzie już mu się rozmazywali, będzie musiał zmienić dżordża na innego, może tym razem przerzuci się na watę cukrową. whatever.....
jednak, naprawdę zignorował to, albo wmówił sobie, że tego nie usłyszał przez głośną muzykę, bo ją pocałował, kilka razy nawet, a co!

zaśmiała się.
- no co ty, serio by cię gryzło sumienie? - zarzuciła sobie jego marynarkę na plecy i spojrzała na niego.

- co ty znowu wyprawiasz?! - zapytała niemal półprzytomna odsuwając się od niego.

- oh, przepraszam - przetarł oczy, może już nad sobą zbytnio nie panował, nie dojdzie do domu i będzie spał na ławce. dopił swój trunek do końca, tym razem nie było lodu bo rzucił go barmanowi na koszulę, a ten ogrodził mu się tym, że będzie miał dożywotni zakaz wstępu. srutki prutki.
- przecież nic złego nie robię? - uśmiechnął się jednokącikowo.

- niech cię szlag - syknęła - muszę już iść.
zabrała swoje rzeczy i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.

-Serio. Jestem bardzo uczuciowy. -Zaśmiał sie.

ile razy on to słyszał! hyhy. pewnie sam wstał, przeczesując sobie włosy i wsadzając papierosa w lewy kącik ust.
- ciekawe jak daleko dojdziesz - spojrzał na jej chwiejny krok i przy okazji na nogi, potem na obcasy z którymi się męczyła. podszedł do niej i chwycił ją w talii. mógłby tak właściwie ją zanieść na barana do domu, gdyby sam nie miał zaburzeń prawidłowego chodzenia i wszystko widziałby odpowiednio. - pomogę - kiwną głową.

- ale jak ty się rozchorujesz, to ja będę cię miała na sumieniu - pokręciła głową. pewnie z baru dopływała głośna muzyka, która zaczynała ją irytować. ale nie powiedziała o tym chuckowi, bo wtedy pewnie zaproponowałby, że ją odprowadzi do domu, czy coś takiego, a ona chyba nie chciała wracać. albo po prostu nie chciała zostać sama.

dobra, pewnie już jej nie pomagał ; d
zauważył bler i czaka na jakiś tam schodkach, więc podszedł do nich.
- dobry wieczór, gołąbeczki - powiedział, opierając się o jakaś przyjemną belkę, czy też murek. - mam nadzieję, ze nie przeszkadzam - wyciągnął z kieszeni swoich przyjemnych, czarnych rurek paczkę papierosów i zapalił go, cnie. fakt, josie miała rację, ze kopcił jak smok.

-Ja nie choruję. -Uśmiechnął się. -Zresztą, nie musisz się martwic. Dam sobie radę. Wyobrażasz sobie sytuację, w której ty byś zdjęła kurtkę czy marynarkę i dała mi, bo bałabyś się, że ja zmarznę? To śmieszne. -Zaśmiał sie. Spojrzał na M. - Nie przeszkadzasz.

zaśmiała się do chucka i spojrzała na matta.
- nie lubię określenia 'gołąbeczki'. kojarzy mi się z zakochanymi, czy coś takiego.