Mademoiselle Violet & Monsieur Timothy

- wiesz, chyba odstawie je na amen. w końcu lepiej czułam się zanim brałam to cholerstwo. powiedz szczerze, czy teraz jestem mniej upierdliwa? - zapytała z lekkim bólem malującym się na twarzy. violet nie uważała się za osobę w żaden sposób upierdliwą. kompleksów dostała po tym, jak dowiedziała się, że ma nerwicę. biedna :< - w każdym razie nie zamierzam tego świństwa brać - lekko się wzdrygnęła - napijesz się czegoś? - wskazała ręką na barek w którym trzymała różne rodzaje alkoholu, tudzież jakieś soczki ect, ect.

spojrzała na violet zaskoczona. nie wiedziała jakiej odpowiedzi oczekuję czy coś w tym stylu, więc tylko uśmiechnęła się lekko i postanowiła podsumować jak jest!
- powiem tyle, że lubisz rozmawiać i masz furę dziwnych pytań i pomysłów - pokiwała głową i zakryła twarz dłońmi, w razie jakby violet chciała dokonać na nią zamach! - a jeśli chodzi o te magiczne tableteczki, to możesz mi je oddać - zachichotała, jednak cały czas zakrywając twarz dłońmi. jednak po chwili przestała i poprosiła do picia wodę, hm, któż by pomyślał.

- to chyba dobrze! - odparła zadowolona z odpowiedzi heather, uśmiechając się od ucha do ucha. nie wiem, może nie usłyszała słowa 'dziwnych'. na propozycję heather, że miała by oddać jej swoje tabletki to podeszła do niej i pacnęła ją w głowę - nie ma mowy, bo będziesz chodziła naćpana moimi tabletkami, a ja będę miała wyrzuty sumienia, że ci je dałam! nie ma mowy, zapomnij! - pisnęła i wyjęła z barku najpierw butelkę martini, ale po krótkim zastanowieniu odstawiła ją na miejsce i wyjęła stamtąd jakiś sok. postawiła go na stoliku w salonie, wraz z dwoma szklankami. jednak barek kusił. znowu do niego podeszła, ale gdy już sięgała do niego ręką znowu się powstrzymała. została w końcu zwyzwana niedawno od alkoholiczek, więc musiała się powstrzymać, żeby chociaż sobie udowodnić, że tak nie jest. potem usiadła sobie naprzeciw heather na sofie.

pomasowała sobie miejsce, gdzie pacnęła ją violet. no ej, nie chciała dostać w łeb, chodź praktycznie na tą propozycje jej się należało. chciała ją zapewnić, że by brała tylko dwie tabletki rano, tak jak jej nakazała, ale dobrze wiedziała, że dwie jej nie uspokoją czy coś w tym stylu. widząc niezdecydowanie violet co do barku, sama wstała i przyniosła martini, stawiając je na stół obok soku.
- aha, i jesteś jeszcze niezdecydowana co było przed chwilą widać - dorzuciła do swojej wypowiedzi o violet, chichocząc. okej, najwyżej będą piły martini ze szklanek!

- ale... - otworzyła jeszcze usta, żeby coś powiedzieć, ale się powstrzymała - znowu upijemy się tak same w domu? - spojrzała na heather trochę zdziwiona jej zachowaniem - przecież ty nigdy nie paliłaś się do picia, o ile mi wiadomo - uniosła brwi i spojrzała na nią przenikliwie. lecz po chwili rozlała alkohol do szklanek, bo jej się nie chciało już wstawać po kieliszki - trudno, jesteśmy młode, mamy jeszcze czas, żeby uczyć się na błędach, które popełniamy - to, co powiedziała wydało jej się bardzo mądre, więc wypięła pierś do przodu i uśmiechnęła się dumnie unosząc jedną brew.

ten przenikliwy wzrok ją trochę nawet speszył! tutaj argument, że ludzie się zmieniają raczej nie pasował, więc heather tylko uniosła lekko brwi i jeden kącik ust. wzruszyła nawet też ramionkami, nieśmiało upijając łyka ze szklanki. śmiesznie to musiało wyglądać, martini ze szklanki ; d w sobie może i lepiej, przynajmniej znów nie będzie wyrzucać kieliszków.
- jeśli nie chcesz w domu, możemy iść do klubu - rzuciła, uśmiechając się szeroko. pewnie jak na avatarku czy coś pod to podchodzące! właściwie heather pewnie sama nie dostrzegała zmiany w swoim zachowaniu/postępowaniu czy cokolwiek, hihi ; >

violet się lekko skrzywiła na słowo 'klub' - żeby znowu jakiś napalony, pijany facet się do mnie dobierał w kiblu? nie, dzięki. nie ma mowy - burknęła - do klubów, to będę chodziła tylko z obstawą. musi być tam przynajmniej dwóch, postawnych, zaufanych facetów, którzy będą mnie pilnować - pokiwała głową ze śmiertelnie poważną miną. violet pewnie trochę dziwiło zachowanie heather, ale jak dla niej to było to nawet dobrze mieć taką koleżankę od kielicha xd

podciągnęła nogi pod siebie, rozglądając się jeszcze raz po mieszkaniu. pewnie zastanawiała się gdzie jest blair, lub coś w tym stylu, bo przecież raczej miała być! prawda. usadowiła się jakoś wygodnie, może nawet aż za wygodnie, bo po chwili jednak zdecydowała się usiąść normalnie. hihi ; d
- i nie odstępować na krok, o! - dopowiedziała, uderzając swoją szklankę w jej szklankę. dobrze, że nie walnęła na tyle mocno, że się rozleciały w rękach, byłoby śmiesznie w każdym razie. - ale ten facet tam nic ci nie zrobił, prawda? - uniosła wysoko brwi, najwidoczniej chcąc się upewnić, huhu.

- niieee, na szczęście. nawet nie dałabym sobie nic zrobić. weszłam do łazienki umyć ręce, za mną wszedł ten gościu, pociągnął mnie za łokieć i zaprowadził do kabiny, w której nas zamknął. wtedy myślałam, że to już jest mój koniec, ale na szczęście był pijany. kopnęłam go w czułe miejsce i uciekłam - wzruszyła ramionami - na szczęście skończyło się na wkładaniu rąk pod moją sukienkę i wykręcanie mi rąk. dupek - syknęła - ale jestem z siebie dumna, że potrafiłam się sama obronić - uśmiechnęła się. uniosła szklankę w ramach toastu - chyba częściej powinnam szukać dobrych stron w złych rzeczach - szkoda, że takie myśli ją nachodziły dopiero kiedy była już po jednym drinku i na dodatek wtedy, kiedy się już zdążyła zdystansować xd

uniosła również swoją szklankę, na chwilę ją odstawiając, żeby zacząć bić brawo violet. z uznaniem kiwała głową również, pewnie gdyby mogła to by jej koronę na głowię założyła w ramach tego, że się nie dała i udało jej się obronić.
- ale z złych rzeczach nie ma dobrych stron - filozofię heather po drinku czas zacząć. zmarszczyła brwi, zaczynając się zastanawiać czy jakaś zła sytuacja miała kiedyś dobre strony, ale najwidoczniej w swojej młodej główce nie mogła nic znaleźć, więc tylko się uśmiechnęła lekko, machając szklanką. ale nic nie wylała! - tak mi się zdaję, oczywiście - dorzuciła jeszcze na koniec, żeby nie wyszło.

och, w takim razie filozofia violet po drinku znacznie różni się od filozofii heather po drinku!
- w KAŻDEJ złej sytuacji jest coś dobrego. dla przykładu: gdybyś nie opuściła tony'ego możliwe, że tkwiłabyś w tym toksycznym związku szmat czasu i musiałabyś obserwować, jak tony bawi się w przykładnego tatusia. poza tym, nauczyłaś się jednej rzeczy, że zdrady się nie wybacza - pokiwała głową - to podła rzecz - mówiła pouczającym tonem, jakby wszystkie mózgi zjadła, ale co się dziwić. w trakcie tej przemowy violet zdążyła wypić aż dwie szklanki martini! brawo dla niej za tempo.

ale łączy ich to, że są po drinku ; d
wsłuchiwała się w słowa violet, jak na jakimś wykładzie profesora najważniejszego na uczelni, albo coś w ten deseń. w każdym razie wysłuchała wszystko, bez żadnych oporów chodź je mogła mieć. noale!
- no ALE! - uniosła palec wskazujący do góry, jednocześnie jakoś sprytnie trzymając szklaneczkę tak, że jej nie wypadła. najwyraźniej zawsze musiała znaleźć jakieś okropne "ale" czyli wtrącić swoje trzy grosze do wszystkiego. - ale teraz rozpijam się co wieczór, zaczęłam palić jak smok i na dodatek muszę brać tabletki na uspokojenie, które nic mi nie dają - wlepiła nieco oszołomiony wzrok w violet, kładąc głowę na poduszkę. musiała się wygadać, no co :<

- to mi je oddaj - wyciągnęła rękę w jej kierunku - chcę je w takim razie z powrotem. nie chcę, żebyś się uzależniła. poza tym, skoro rozpijasz się co noc... - gwizdnęła jej szklankę z ręki i przy okazji butelkę, którą wsadziła sobie pod pachę - nie chcę, żebyś się rozpiła na amen. ale to może i dobrze, więcej dla mnie - na jej ustach pojawił się diaboliczny uśmieszek, ale zaraz zniknął gdy uświadomiła sobie powagę sytuacji.

- nie mam ich przy sobie - skłamała właściwie. cóż, zaraz jeszcze zrobi się kłamliwa do całkowitego kompletu, hihi. no hej, trochę się wkurzyła kiedy violet zabrała jej szklaneczkę i na dodatek butelkę ze stołu! wyciągnęła się ręce w jej kierunku jak małe dziecko, mówiąc 'daj!', ale po chwili się poddała, wiedząc że raczej nic z tego nie będzie. klapnęła więc sobie znów bezradnie na kanapie, podciągając pod siebie nogi.

odstawiła butelkę i jej szklankę na stoliku, ale po swojej części stołu - jak to nie masz ich przy sobie? - zerknęła na nią przenikliwie - zeżarłaś je!! - poderwała się z fotela i zaczęła panikować - wiedziałam! mogłam to wcześniej przewidzieć! mam nadzieję, że się nie przekręcisz, nie chcę cię mieć na sumieniu, tam było pastylek na cały miesiąc! maksymalna dawka to cztery dziennie, dla tych skrajnych przypadków! miałam permanentny zakaz łykania więcej niż dwie przed snem! nie chcę, żebyś wylądowała u czubków, albo została rośliną! - potem dodała - nie będę robić jako twój diller, nie ma mowy! wiesz, jak ja się będę czuć, kiedy ci się coś stanie? pomyśl trochę o mnie! przecież pójdę przez ciebie siedzieć! - wrzasnęła i złapała się za głowę. violet była pewna, że zjadła całą paczkę tabletek w dwa dni. jak ona sobie coś ubzdura, to nie ma przebacz.

sori za zapłon, siostra juł noł ; *

trochę rozbawiła ją ta reakcja violet, ale nie chciała tego pokazywac. spuściła tylko głowę, może żeby nawet powstrzymać się od śmiechu? hihi.
- violet, za dużo wymyślasz - roześmiała się pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem. - wzięłam tylko cztery, okej - pokiwała głową twierdząco. chodziło jej, że wzięła tylko cztery w przeciągu tych dwóch dni! chodź to tak czy siak do końca prawdą pewnie nie było, jednak nie chciała do końca zasypywać jej podejrzeniami czy coś. - mam je, nie zeżarłam - zapewniła ją, jeszcze raz.

- wiedziałam, że je masz! - warknęła, po czym ponownie wyciągnęła do niej rękę po ampułkę - no to w takim razie mi je oddawaj. wiem, że kto oddaje i zabiera, ten cośtam, ale mam to aktualnie gdzieś. oddawaj - powtórzyła. w myślach obiecała sobie, że będzie nad nią stać tak długo, aż heather jej to odda. nie miała zamiaru odpuszczać, a potem się zamartwiać, bo w sumie heather w ogóle nie powinna tych tabletek brać, a violet dała jej je po pijaku, co było też nieprzemyślane. pewnie kiedy nad nią tak stała opróżniła swoją którąśtam już szklankę z martini. znowu się upije, głupia.

przewróciła oczami i sięgnęła po swoją torebkę. aż jej się chyba się spacerku zachciało, chodź wiedziała, że to najlepszy pomysł nie jest, hihi.
- będziesz poniewierać się w piekle, jak mówi przysłowie - wyciągnęła ampułkę z jakiejś tajemniczej i ukrytej kieszeni z torebki i wsadziła ją w rękę violet. westchnęła ciężko, nalewając sobie ukradkiem kolejną szklaneczkę, ba!, chyba raczej kilka szklaneczek trunku. dobrze, że nie doszło do rękoczynów albo jakiejś bójki! wyczarowała z kieszeni paczkę papierosów, a z niej nic innego jak papierosa i pomaszerowała sobie na balkon zapalić, prawda. przy okazji liczyła jakieś przyjemne migające światełka, które zaraz jej się będą zlewać i takie inne szmerybajery!

no pewnie kiedy heather paliła na balkonie, to violet zasnęła na fotelu z butelką u boku już opróżnioną do dna. pewnie znów będzie miała jutro kaca, na szczęście ja nie będę miała xd idę już spać, branoc :*

obudziła się na fotelu w salonie z pustą butelką u boku i na dodatek z kacem. co, jak co, ale wolała mieć podczas snu innego towarzysza niż butelkę, ale no niestety, tak wyszło. odstawiła ową butelkę na stolik, usiadła normalnie na tym fotelu, ukryła twarz w dłoniach i czekała aż jej przejdzie ten ból głowy. przy okazji zastanawiała się co będzie dzisiaj robić, chociaż procesy myślowe miała lekko zakłócone z wiadomych powodów.

w końcu trafiła do swojego przyjemnego domku. otworzyła drzwi, weszła, zdjęła buty, po czym skierowała się do kuchni po pudełko lodów i usiadła na parapecie podziwiając nocną panoramę manhattanu <3

dziś grzeczna violet obudziła się bez kaca ani żadnych innych upierdliwych przypadłości. wygramoliła się spod prysznica i w koronkowej, prześwitującej koszulce nocnej poszła do kuchnio-jadalni, by wyjąć z lodówki pudełko lodów czekoladowych, a potem poszła sobie na balkon, oparła się o barierkę i gapiła się na to, co dzieje się 13 pięter niżej.

jednak z timo nie było aż tak dobrze, bo od czasu kiedy violet wygoniła go na jedną noc do hotelu, tak wrócił dopiero teraz! znaczy wczoraj w nocy. więc obudził się całkiem poczochrany, z sińcami pod oczami, na dodatek w pogniecionym ubraniu, w którym występował wczoraj. hihi. podreptał sobie na balkon, opierając się obok violet i zapalił sobie papierosa! oczywiście dmuchał w drugą stronę, żeby jej nie przeszkadzać w posiłku. czy coś.

- dień dobry. nie, żebym była niemiła, ale wyglądasz tragicznie - pewnie od razu zauważyła te sińce i inne takie - martwiłam się trochę o ciebie, długo nie wracałeś - powiedziała i wpakowała sobie łyżkę z porcją lodów do ust. potem nabrała łyżeczką kolejną porcję i skierowała łyżeczkę w kierunku timo i zerknęła na niego pytająco, bo może on chciałby się poczestować, czy coś. o nie, soboty to mój grafomański dzień chyba. odbija się chyba na mnie spanie do popołudnia. dopiero po śniadaniu jestem xd

ale ci fajnie, na mnie pies o ósmej skoczył i nie mogłam już zasnąć :<
spojrzał na swoją wygniecioną do granic możliwości szarą podkoszulkę i nawet buty na sobie miał. stwierdził, że szczęściem jest to, że dotarł jakoś do domu, nie znając całego adresu, tylko pamiętając jak jechał jeszcze z lotniska, pierwszego dnia.
- poznawałem życie nowego jorku - podsumował, z nawet trochę obolałym uśmiechem na twarzy. wziął od niej łyżeczkę, zjadając lody, które były na niej no i pewnie oddał ją violet! mam problemy ze zdaniami złożonymi dziś chyba ; d