ulica

oczy jej się zabłyszczały nawet - powinieneś wiedzieć, że nowy jork jest monitorowany, więc pewnie ktoś nas zgarnie, jeśli nie przestaniemy - oparła się plecami o tą latarnię i przyciągnęła go do siebie, bo wcale nie miała ochoty kończyć. no, ale kiedyś trzeba - no, chyba, że będę tylko oglądać i zazdrościć - zachichotała idiotycznie i zaczęła się wgryzać się w jego szyję ;p

- jakoś do tej pory nas nie zgarnęli - kiwnął głową zachęcająco, no bo co, głaszcząc ją lekko pod bluzką. przysunął się do niej, pewnie jakoś bardziej przyciskając ją do tej latarni, pewnie zastanawiał się czy zaraz nie przyleci supermen i ich nie złapie za fraki, no trudno.

nie, może z tym supermenem to przesada, bo już dawno rodzice zburzyli mi dzieciństwo i uświadomili, że on tak naprawdę nie istnieje *chlip chlip*
ale violet może go za fraki pociągnąć ;p
no to przyciągnęła go za fraki do siebie, a potem jedna jej ręka zawędrowała w okolice jego paska od spodni, a drugą złapała go dość mocno za kark, całując go namiętnie, hihi - to chyba dobrze, że nas nie zgarnęli. i pewnie dadzą nam spokój - cmoknęła go w usta - nie pozwalam nikomu nam przeszkadzać - zachichotała po cichutku.

ja chciałabym znów wierzyć w świętego mikołaja! :CCC bo to fajne było.
- na pewno, nie będą chcieli marnować takich rzeczy - rękami, które trzymał na jej talii, zawędrował gdzieś w okolicach jej rozporka, robimy z niego napaleńca juhu, który pewnie zaraz rozpiął. no i nie przestawał jej całować. nawet nie przejął się pojedynczymi przechodniami, co go to obchodzi.

tak,, święty mikołaj, zajączek wielkanocny i w ogóle :< o, i jeszcze batman <3 :<

objęła go jedną nogą, szepcząc mu do ucha cośtam po francusku. no i pewnie zabawiali się tak pod latarnią, a potem poszli do domu, bo ja już lecę :*

siedziała sobie na krawężniku, wściekła, bo złamał jej się obcas, pewnie nawet w ulubionym bucie, więc zaraz zacznie płakać. siedziała, boso, znaczy bez jednego buta, jak kopciuszek i próbowała opanować złość, wściekłość, bo niech ma dzisiaj taki humor jak ja, w sumie.

z tego względu, że tony to bardzo dobry człowiek był, to zzobligował się do ochrony heather na terenie niebezpiecznego jak skurczysyn nowego jorku. szli sobie ulicą. tony obejmował ją ramieniem gdzieś tak na wysokości nerek, co chwilę całując ją w policzek ;p. w pewnym momencie spostrzegł jakąś postać siedzącą na krawężniku. wydawało mu się, że to blair, ale musiał podejść bliżej, żeby się upewnić ;p

jejku, przypomniała mi się jakaś głupia piosenka z jakiegoś kabaretu, no nieważne ; ddd
gdyby miała obcasy to pewnie stukałaby nimi jakoś rytmicznie, NO a że nie miała, to trampkami stukać się nie da. za to kopała sobie jakiś kamyczek i nawet nieźle jej to szło, bo dokopała go aż spod tego baru. zauważyła bler, a pewnie kojarzyła ją jako dziewczynę z księgarni i pewnie zainteresowało ją to dlaczego płacze, ale wolała nie podnosić głosu w tej sprawie czy coś... no whatever. powiedziała sobie pod nosem coś w rodzaju 'o' i tyle.

- kochanie, znasz może blair? a jeśli znasz, to czy mi się wydaje, czy to ona tam siedzi i płacze? - trochę się zmartwił, bo nie lubił, jak ktoś się smucił. od małego za bardzo przejmował się losem innych, zamiast zadbać o swój tyłek ;p podeszli bliżej. tak, to jednak była blair - wybacz - szepnął do heather, uwalniając ją z objęcia i cmokając ją w policzek. potem kucnął naprzeciwko blair - hej, coś się stało? razem z heather zaczynamy się martwić.

- o, cześć - wytarła policzki, zakładając buta, pewnie i tak się na nim wywali 673289 razy, ale trudno. - nie, wszystko okej - powiedziała, ale nawet się nie uśmiechnęła, bo nie miała nastroju. odwróciła się w stronę heather i jej pomachała, bo pewnie ją skojarzyła.

usiadła obok bler na krawężniku, tak że pewnie oparła brodę o kolana. spojrzała na ten złamany obcas i takie inne.
- proszę - wyczarował z torebki paczkę chustek i podała ją bler, uśmiechają się jakoś pocieszająco.

- gdyby wszystko było okej, to nie siedziałabyś tu sama i nie płakałabyś - usiadł na krawężniku obok nich - jeśli się nie chcesz przed nami otwierać, to zrozumiem, ale pozwól, że odholujemy cię do domu. co nie, heather? - spojrzał się na nią pytając ściskając jej rękę. lubił blair i na pewno jej tu samej by nie zostawił. zwłaszcza, że rano, przy śniadaniu w gazecie przeczytał, że codziennie 3 kobiety w nowym jorku zostają zgwałcone ;pp

wzięła od heather chusteczkę i wytarła, pewnie rozmazany, makijaż.
- nie, nie. poradzę sobie - zaczęła szukać gdzieś w torebce telefonu, żeby zadzwonić po taksówkę.

ale pewnie i tak ją odholowali do domu i wogóle. potem tony z heather wybrali się do jego mieszkania, gdzie ją przenocował i ogólnie było sympatycznie
ja już idę spać, dobranoc :*

szła sobie z parasolem przez ulicę, bo padało strasznie. rozejrzała się, nikogo w pobliżu nie było, więc zaczęła skakać w kałuże, brudząc sobie przy tym sukienkę i buty. nuciła sobie pod nosem 'singin' in the rain' i udawała, że jest gene'em kelly ;p

okej, dajmy na to, że spacerowali sobie po ulicach i ogólnie bo to mi pierwsze w kursor wpadło.
ian nucił sobie pod nosem jakaś ciekawą piosenkę lub tylko tak mu się wydawało. wbił ręce w kieszenie, może i nawet specjalnie, żeby zaraz przez niby przypadek nie zacząć obejmować sobie blair, chodź w zasadzie może zaczęłoby się coś dziać, ale to by były same dramy jakieś ; d
- widzisz, nie jest tak strasznie i nie gorąco - przyznał sam sobie rację, widocznie lubił ją mieć. kto nie lubi mieć racji?!

e tam, czemu od razu dramy ;d ewentualnie może bler by spanikowała trochę, ale to nie drama ;p

- no nie jest - pokiwała głową. - znaczy strasznie jest, bo jest ciemno i za każdym rogiem czyha seryjny morderca - powiedziała z przejęciem. - przepraszam, za dużo horrorów - zaśmiała się, zerkając na iana kątem oka, czy przypadkiem nie wziął jej za niespełna rozumu!

hihi ; d

roześmiał się przyjemnie i powiem ci, że to pewnie było jakoś na dodanie otuchy i to, że w razie czego przecież ją obroni, objął ją lekko ramieniem i poklepał po jej ramieniu. nie umiem już myśleć o tej porze chyba, na dodatek w wakacje ; d ale wiesz o co mi chodzi.
- jakoś nigdy nie spotkałem seryjnego mordercy nocą na ulicy, uwierz - pokiwał głową z przekonaniem.

ale ona się naoglądała za dużo horrorów i i tak się bała, no cóż.
- w sumie ja też nie, ale większość aktorów w tych horrorach... - zaśmiała się. - no nie wiem, chyba gadam już bzdury - stwierdziła, odgarniając jakieś pojedyncze kosmyki swoich włosów. - no ale dobra, niech ci będzie, że żadnego nie spotkamy.

- jest ucharakteryzowana na przestępców, a tak naprawdę boją się wyjść w nocy na ulicę - dokończył za nią, właściwie trochę rozbawiony, bo nie wyobrażał sobie jakiegoś tak aktora w środku nocy, czającego się za rogiem. no chyba, że uciekałby przed jakimś namolnym psycho fanem. przykre, przykre. - w razie czego się obronie! - wypiął dumnie pierś, pukając się w klatkę piersiową. ale tarzanem nie jest, nie ma się czego obawiać!

- w sumie pewnie masz rację - pokiwała głową i stuknęła się palcem w czoło. - jestem nienormalna - zaśmiała się i nawet pozwoliła go sobie wziąć za rękę, no bo skoro miał ją bronić. ale stwierdziła, że to może trochę dziwne, więc cofnęła rękę i znów się zarumieniła, ale było ciemno, więc pewnie tego nie zobaczył, hihi. - przepraszam.

uśmiechnął się (chciałam napisać, że się uśmiechnął za rękę) pod nosem, zerkając kątem oka na blair. nie wiedział za co przeprasza, najwidoczniej nie widział nic złego w trzymaniu za rękę. no ale skoro ona jest niewinna przez te rumieńce to już nie będzie!
- nie ma za co przepraszać, no co ty - objął ją ramieniem again, może żeby było jej cieplej i żeby już nie myślała o dziwnych postaciach z horrorów i filmów sensacyjnych, które sensu większego nie mają, cnie. no i jak idziesz to pewnie ja odprowadził i takie inne....

chodził sobie ulicą, rozglądając się ciekawsko po tych tłumach, które obok niego maszerowały, co chwilę pociągając z bara kogoś 'przez przypadek'. na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, które chroniły jego oczy przed rażącym słońcem. nie lubił, kiedy słońce dawało mu po oczach, był na tym punckie przewrażliwiony. nie znosił ostrego światła. mimo wszystko miał dobry humor, nawet sobie podgwizdywał pod nosem.

abilene właśnie szła szybkim krokiem przez ulicę, sprytnie wymijając co wolniejszych od niej przechodniów. pewnie to była jakaś bardziej ruchliwa ulica, to wiadomo. grzebała coś w torebce, spuszczając na chwilę wzrok z ulicy i najwidoczniej odbiła się od max'a, ale nie zwróciła na to większej uwagi! cóż, po chwili zatrzymała się i dalej zawzięcie grzebała w torbie, szukając papierosów.

- uważaj, jak chodzisz, bo komuś możesz zrobić krzywdę - jego ton wcale nie był jakiś pouczający, czy gburowaty. powiedział to półżartem uśmiechając się rozbrajająco. nawet zsunął z nosa swoje okulary, żeby bardziej przyjżeć się tej dziewczynie, która na niego przed chwilą wpadła.