hotel Plaza

- poniekąd mają rację - powiedziała, zanim ugryzła się w język. bądź co bądź, gdyby heather o siebie dbała, to na pewno by do tego nie doszło, ale chyba powiedziała to zbyt dobitnie. - a może powinnaś zamieszkać u nich przez jakiś czas? no wiesz, tam ciągle ktoś by się tobą opiekował i nie byłabyś sama. a jakbyś czuła się już lepiej to wróciłabyś do nowego jorku i znalazła jakieś mieszkanie - powiedziała, znowu omiatając hotelowy pokój wzrokiem. - no ale sama zadecydujesz co zrobić, to tylko moje zdanie - wzruszyła ramionami.

sori za zapłon, ale moje włosy wymagały pomocy :<
- moi rodzice nie są z tego typu troskliwych i opiekujących się. tak przynajmniej zdążyłam zauważyć, że oczkiem w ich głowie jest mój brat - uśmiechnęła się smutno, odgarniając włosy od twarzy, które związała w koński ogon. zamknęła się jednak po chwili, bo nie miała pewności czy chce słuchać jej wyżalania i tych wszystkich obaw. - gdyby coś jemu się stało to by go zaraz obskoczyli najlepsi lekarze w kraju - mruknęła niezbyt zadowolona pod nosem, wypijając zawartość filiżanki do końca, po czym odstawiła ją leniwie na stolik.

okej ;p

no to mogły sobie podać ręce. wprawdzie blair była jedynaczką, ale za to ostatnimi czasy została znienawidzona przez rodziców i wcale nie utrzymywała z nimi kontaktów. doszła do wniosku, że musi sobie znaleźć jakąś pracę, bo teraz już nie wspomagali jej finansowo.
- rozumiem, ale na pewno i tak się o ciebie martwią - powiedziała, mając nadzieję, że faktycznie tak jest, bo zaraz wyjdzie, że pociesza na siłę. :< - zresztą w razie czego zawsze możesz pomieszkać u mnie, jeśli będziesz chciała - zaproponowała, bo samotność pewnie ją dobijała. myślała nawet nad kupieniem sobie psa, ale stwierdziła, że nie miałby z nią zbyt dobrze.

- chciałabyś ze mną mieszkać? - uniosła wysoko brwi, będąc widocznie zdziwiona tą luźną propozycją. w sumie wydawało jej się, że już nigdy nie będą ze sobą rozmawiać bez burczenia, krzyczenia i wypominania sobie wszystkich rzeczy wyciągniętych z lamusa, jak to się mowi ; d no, albo dobrze udawały, albo nie wiem. uśmiechnęła się nieznacznie, opierając głowę o zagłówek, bardziej nakrywając się kołdrą. z heather zrobiła się maruda, jednak to wyjdzie w praniu!

- dlaczego nie? - wzruszyła ramionami. - szczerze mówiąc mam dość mieszkania samej. dlatego rzadko można mnie zastać w domu - uśmiechnęła się kącikowo. przyzwyczaiła się do mieszkania z kimś, kiedy przez parę tygodni mieszkał z nią ryan. niestety im nie wyszło i od tej pory mieszkała sama, biedna! westchnęła na samą myśl i zerknęła na zegarek. - nie jesteś zmęczona? jak tak, to powiedz i obiecuję, że się zamknę - uśmiechnęła się, mając wrażenie, że nadaje jak katarynka.

- te tabletki są jakieś przytłumiające, zaraz padnę - ziewnęła, zasłaniając usta dłonią oczywiście. uśmiechnęła się lekko, po czym tylko przyłożyła głowę do poduszki, powiedziała grzecznie 'dobranoc', po czym grzecznie zasnęła, bo ja też lecę grzecznie zasnąć ; ** dobranoc! ; *

właśnie ja też muszę lecieć, dlatego też blair pewnie też w końcu zasnęła. dobranoc ;*

dziś czuła się chyba gorzej niż wczoraj. przekręcała się z boku na bok, mrucząc cały czas coś niezbyt zrozumiałego pod nosem. cały dzień praktycznie przespała, nawet się nie budząc, kiedy obsługa hotelowa pukała do drzwi. w sumie dobrze, taki odpoczynek był jej potrzebny, szczególnie dlatego, że przez kilka ostatnich tygodni wcale nie spała. no, co z tego, że gorączka ją usypia, ważne że sen.

zakładam, że blair była akurat na jakichś zakupach, żeby heather nie głodowała i takie tam. kiedy weszła do pokoju, zauważyła, że chyba coś jest nie tak. nie chciała jej budzić, więc tylko położyła zakupy na fotelu i dotknęła jej czoła. nie wiem czy miała gorączkę, ale skoro coś gadała przez sen, to w sumie całkiem możliwe.
- heather - szturchnęła ją delikatnie w ramię. - wszystko w porządku? - zapytała, podając jej termometr. oczywiście to było chyba najidiotyczniejsze pytanie, jakie mogła zadać. zastanawiała się, czy heather wzięła dziś leki.

ja, jak raz miałam trzydzieści dziewięć i osiem stopni gorączki, to widziałam jakieś niestworzone rzeczy, fajnie było ; d więc zapewne było też tak z heather. otworzyła jedno oko i od razu pewnie poraziło ją światło jakiejś lampki, bo dajmy na to, że zasłony były jeszcze zasłonięte, bo tak lepiej. zresztą i tak pogoda nie była za specjalna.
- gorąco mi strasznie, łeb mi pęka - mruknęła pod nosem, kładąc dłoń na czole, na którym zapewne dało się usmażyć jajecznicę. no cóż, ma to swoje wychodzenie wczoraj, po tym jak już miała leki i takie inne, na takie zimno.

- a mówiłam, żebyś została w pokoju - powiedziała, zdając sobie sprawę z tego, że zachowuje się, jakby była jej matką. - brałaś dzisiaj leki? - zapytała, mając wrażenie, że odpowiedź jej nie zadowoli. właściwie chciała zaproponować heather, żeby zgodziła się na pobyt w szpitalu, bo tam na pewno wyleczyliby ją milion razy szybciej, ale doskonale wiedziała, że się nie zgodzi, więc nawet nie ryzykowała, żeby o to zapytać.

- nie, cały czas spałam - pociągnęła nosem, okrywając się bardziej w kołdrę. przeniosła się do pozycji siedzącej, po turecku jakoś sprytnie. zarzuciła jeszcze na siebie koc, bo miała jakieś dziwne wahania temperatury w organizmie, bo raz czuła się jak na środku pustyni, a raz jak w jakimś iglo :< westchnęła ciężko, siegając po pudełko z chusteczkami i kaszląc pod nosem.

pewnie było po niej widać, że już trochę traci cierpliwość. raczej nie należała do cierpliwych osób, dlatego też podała jej tylko leki i wodę bez słowa i usiadła na kanapie, biorąc do ręki jakieś kolorowe czasopismo, które przed chwilą kupiła i zaczęła je przeglądać. kątem oka obserwowała jednak heather, żeby wiedzieć, czy na pewno bierze leki i takie tam.

wzięła leki w kolejności od najmniejszej do największej, bo pewnie była ich taka gama, że mogła sobie tak je właśnie ułożyć. przeniosła wzrok na blair, unosząc lekko jedną brew.
- masz mnie dość - to nie było pytanie, tylko raczej stwierdzenie. położyła się na sofie, zwijając się w kulkę, coby niby miało pomagać zatrzymać jej ciepło, którego miała dziś zdecydowanie za dużo. - jak ci się nie chce ze mną siedzieć, to możesz spokojnie iść - machnęła ręką, pociągając nosem.

podniosła wzrok znad gazety i uśmiechnęła się lekko, zamykając czasopismo. odłożyła je gdzieś obok siebie.
- nie mam cię dosyć - zaprzeczyła. - jak chcesz to zaraz sobie pójdę - wzruszyła ramionami. kompletnie nie miała co ze sobą zrobić, dlatego też nie sprawiało jej zbyt wielkiej różnicy czy siedzi tu czy w domu. - kupiłam ci jakieś gazety - powiedziała wstając i kładąc na szafce nocnej obok łóżka heather niewielki stos kolorowych czasopism.

sori, musiałam nakrzyczeć na ojca, bo on bez pisku nie zrozumie, że ma mnie zawieść i przywieść i tam na mnie, cholera, czekać! :< i że nie będzie padał deszcz.

- nie, nie, nie idź - zaprzeczyła szybko, uśmiechając się kącikowo. nie uśmiechało jej się siedzieć samej w pokoju, gdzie nie ma żadnych większych rozrywek, oprócz wołania ciągle obsługi hotelowej i nie otwierania im drzwi, bo zaśnie w najmniej odpowiednim momencie. - dzięki za gazety - pokiwała głowa, elektryzując sobie przez to włosy od poduszki, więc zaraz będą jej latać na wszystkie możliwe strony świata ; d - jestem denerwująca? - spytała ni z tego ni z owego, chichocząc pod nosem. pewnie tabletki zaczęły dawać i zbijać jej gorączkę więc i humor jej wracał.

a przynajmniej Ci się udało go przekonać? ;p

- każdy kto jest chory jest marudny a tym samym denerwujący - odparła wymijająco, podchodząc do okna. chyba było tak szaro i nieprzyjemnie jak u mnie, a mimo to blair miała ochotę na jakiś orzeźwiający spacer. najlepiej w deszczu, ale teraz już nie było takiego ciepłego, letniego deszczu, a wiadomo, że chora być nie chciała, więc pewnie jej plany wezmą w łeb. zauważyła, że humor heather się poprawił, co zapewne ją nawet ucieszyło.

"zobaczymy, czy nie utknę w korku". utknie w korku. dwie ulice dalej na parkingu. mój ojciec to cwaniak straszny, niestety =.= ale jutro na mgmt muszę być.

- czyli jestem - westchnęła, jednak dalej chichotając pod nosem. w sumie wiadomo, że była, nawet nie musiała się o to pytać. kichnęła kilkakrotnie, po czym szczelnie zawinęła się w kołdrę i powędrowała do okna, stając obok blair. - beznadziejnie - mruknęła pod nosem, spoglądając na jakieś szare i wydające się takie ciężkie od deszczu chmury. oparła czoło o zimną szybę, która działała w tym momencie jak zimny kompres. uśmiechnęła się lekko pod nosem obserwując te różne żółte taksówki, który przejeżdżały pod hotelem.

o matko, no to miejmy nadzieję, że nie utknie ;p

- nie aż tak bardzo - wzruszyła ramionami, zerkając na heather. już miała ją zagonić do łóżka, ale w końcu ile można leżeć w łóżku! zresztą blair nie chciała wyjść na terrorystkę. ;p - co jest beznadziejne? - zapytała, chociaż mogła się domyśleć, że chodzi o tą całą sytuację. przysiadła sobie na parapecie i zaczęła machać nogami, przyglądając się heather. - chyba powinnaś coś zjeść - zauważyła w końcu, bo przecież heather sama się przyznała, że cały czas spała, więc to dość logiczne, że nic nie jadła, a miała jeść! :< i jeszcze wzięła leki na pusty żołądek, chyba blair nie potrafi się opiekować chorymi, niestety.

albo że nie spadnie deszcz :<

- jestem chora, nie mogę nigdzie wyjść, nie mam na nic siły i nie chce mi się jeść - podsumowała wszystko, co ją dręczyło na tą chwilę. oparła się teraz plecami o szybę, jednak to był najlepszy pomysł, bo zaraz odskoczyła i usiadła na podłodze, owijając się kołdrą jeszcze szczelniej. uniosła głowę do góry oczywiście, mrużąc lekko oczy, bo ja cały dzień spała to trudno jej było ich nie mrużyć, jeśli patrzyła pod światło. - na dodatek trzeba jutro jechać na tą cholerną kroplówkę, która nic mi nie da i chce mi się palić strasznie - westchnęła ciężko, na samo wspomnienie papierosa. napić się też chciała,
jednak tego nie powiedziała ;p

- nie ma mowy, nie będziesz palić - powiedziała stanowczo. - o której masz jechać jutro na tą kroplówkę? - zapytała, mając nadzieję, że to nie jakaś szatańsko wczesna godzina, bo pewnie planowała tam jechać razem z nią, o ile będzie chciała, tak na wszelki wypadek. - na pewno na nic nie masz ochoty? pizza, chińszczyzna, spaghetti, sushi... - zaczęła wymieniać kolejne potrawy, mając nadzieję, że jednak na coś przyjdzie jej ochota.

- było tam napisane, że do szesnastej - wzruszyła ramionkami. jej twarz okazywała lekkie oburzenie, kiedy powiedziała, że nie będzie palić. - nie umiem rzucić palenia, będę chodziła wkurzona jak nie wiadomo co i zabijała wzrokiem wszystko mojej drodze - powiedziała przekowyjująco. właściwie nawet nie musiała się wysilać, ponieważ to była szczera prawda. heather bez papierosów była jak te nieznośne dzieciaki z niani, tylko zamiast krzyczeć 'mamo!', wrzeszczy różnego rodzaju przekleństwa i niezbyt fajnie to wygląda. pokręciła przecząco głową, kiedy zaczęła wymieniać różne potrawy.

- a zabijaj sobie - wzruszyła obojętnie ramionami. - jeszcze cię dopadnie jakaś anoreksja czy coś równie obrzydliwego, jak nie będziesz nic jadła. to niezdrowe, słyszałaś co mówił lekarz - przypomniała jej, zastanawiając się w jaki sposób przekonać ją do tego, żeby sama starała się zacząć o siebie dbać, bo bez tego pewnie będzie ciężko!

- lekarze nie pomogą, co oni mogą wiedzieć - wzruszyła ramionami, kładąc się na podłodze. skoro nie może palić papierosa, wzięła z jakiejś szafki te całe gumy antynikotynowe, które i tak nic nie dawały. - co może też mi dać kroplówka? - mruknęła pod nosem, widocznie źle nastawiona dziś do całego świata. zresztą, od pewnego czasu zawsze była źle nastawiona i cały czas na wszystko jej jedyną odpowiedzią było 'nie', jak łatwo się domyślić.

- lekarze po to studiują medycynę, żeby leczyć, więc podejrzewam, że jakieś pojęcie o tym mają - powiedziała. - kroplówka powinna cię wzmocnić, pod warunkiem, że zaczniesz jeść. inaczej nie zadziała i będziesz tam jeździła bez sensu - wzruszyła ramionami i usiadła na fotelu. wzięła jakieś chrupki kukurydziane, które kupiła na dzisiejszych zakupach i rzuciła je w stronę heather. - chociaż to - powiedziała lekko błagalnym tonem.