hotel Plaza

- heather do kurwy nędzy, coś ty narobiła?! - pisnęła. ona w sumie już pewnie kilka godzin ryczy bez przerwy, więc teraz też pewnie zalewała się łzami. zauważyła pewnie rozlaną butelkę i środki nasenne. chwyciła ampułkę w dłonie i przeczytała etykietkę - na litość boską, dlaczego to zrobiłaś?! - krzyknęła z wyrzutem, dochodząc do wniosku, że w sumie w jej sytuacji to by był nie głupi pomysł, po czym wysypała resztę tabletek na swoją dłoń i sama je zażyła. może chociaż to ją uspokoi, albo skończy tak, jak heather. chociaż to w sumie było wątpliwe, bo tych tabletek nie zostało za duzo :< - mam zadzwonić po pomoc? heather spójrz na mnie - chwyciła ją za ramiona i jeszcze raz potrząsnęła, bo nie była pewna, czy heather w ogóle kontaktuje:<

może i miała świadomość i słyszała co violet do niej mówi, jednak miała zbyt ciężkie powieki, by unieść chodź jedną. po omacku próbowała sięgnąć po ampułkę i butelkę, jednak to jej się nie udało. widocznie chciała doprawić, bo nie przyniosło to oczekiwanych efektów. chodź właściwie nie zastanawiała się nad niczym, kiedy tak robiła. kierowały nią jakieś niezrozumiałe negatywne emocje :< - nie chcę tu być - wymruczała, chodź to był bardziej niezrozumiały bełkot. posiłowała się ze swoimi powiekami, jednak to też nie przyniosło oczekiwanych efektów, więc już się poddała całkowicie. w sumie to co chwilę traciła przytomność i ją odzyskiwała, co chyba nie było zbyt dobrze.

violet więc chwyciła za telefon, wystukała numer 112 i wezwała karetkę, bo co jak co, ale nie chciała, by heather jej tu zaraz zeszła. kiedy wezwała już pomoc, to znów zajęła się cuceniem heather - błagam cię, nie umieraj. zaraz przyjedzie karetka, wszystko będzie dobrze - mówiła co chwilę ją szturchając, żeby się obudziła - co ci się w ogóle stało?! mój boże, wszystko idzie nie tak! chociaż ty się zlituj! - na litość to jej raczej nie weźmie, zwłaszcza, że heather była praktycznie nieprzytomna i pewnie sama nie wiedziała gdzie jest. violet pewnie wyczekiwała z niecierpliwością na karetkę i płakała. chyba w każdym poście piszę, że płacze xd

w sumie już pewnie w ogóle przestała kontaktować, chodź zlitować się nad biedną violet chciała, bo leżała i się nie ruszała. wiadomo, że nawet nie mrugnęła, bo nie miała jak! z jednej strony chciała już spotkać majkela dżeksona i zatańczyć z nim moon walk'a na chmurce, a z drugiej raczej nie. w połowie urwała jej się taśma, słyszała tylko jak ktoś wchodzi do pokoju i ją zabierają. czuła się jakby obserwowała sytuację tak, jakby stała obok. upsi, to chyba niemożliwe. w każdym razie ją zabrali, violet zapewne pojechała razem z nią. zacznę tam!

no, to przyszły do jej nowego mieszkania. pewnie blair się trochę zdziwi, czemu mieszka w hotelu, jednak mniejsza o to. tutaj nawet nie musiala gotować ani nic z tych rzeczy! więc jak weszły, heather bez słowa wpakowała się pod kołdrę, nawet nie fatygując się, by zdjąć kurtki i swetry, którymi się opatuliła. owinęła się kołdra i usiadła gdzieś na sofie, kładąc nogi na stoliku naprzeciwko siebie.

- mieszkasz teraz tutaj? - powiedziała, ściągając swoje buty i kardigan. rozejrzała się po pokoju. zastanowiła się gdzie mogłaby znaleźć tu coś do jedzenia, ale nic nie przyszło jej do głowy, więc wyjęła telefon i zamówiła pizzę. - jak się czujesz? - zapytała, przysiadając na jakimś fotelu.

- tak, długa historia - machnęła ręką i wreszcie ściągnęła z siebie kurtkę, buty i swetry, rzucając wszystko na podłogę. no, pewnie zamieniała się w bałaganiarza, chodź tak też wyglądał ten pokój, bo jeszcze nie rozpakowała całych pudeł. - jakby mnie ktoś nadział na patyk - pociągnęła nosem, układając się jakoś wygodniej na sofie, w pozycji leżącej już, opierając głowę o zagłówek i jakąś ozdobną poduszkę. przekręciła się z boku na plecy, wbijając wzrok gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce na suficie, zerkając co chwilę na blair.

podniosła rzeczy, które rzuciła heather i ułożyła je gdzieś tam, żeby nie było tu takiego bałaganu. zadzwoniła przez hotelowy telefon, żeby przynieśli herbatę, przynajmniej w jednym z warszawskich hoteli się tak da, więc może tam też. xd popatrzyła na nią z troską.
- może powinnaś wziąć coś na zbicie gorączki. w ogóle brałaś dzisiaj wszystkie leki, które ci przepisali? - spojrzała na nią podejrzliwie, podchodząc do jakiegoś stolika, na którym pewnie były lekarstwa.

- brałam tylko te na gorączkę - wskazała w stronę stolika, gdzie poszła blair. no, skoro ma być szczera co do tego jakie lekarstwa bierze, no to brała tylko to jedno z miliona innych, które zawalały stolik. - ale nic nie pomagają, daj jeszcze jedną - wyciągnęła rękę w jej stronę, unosząc lekko brew. no cóż, pewnie teraz stanie się jeszcze jakąś lekomanką, która preferuję środki na zbicie gorączki albo coś w ten deseń. syrop na kaszel przedawkuje, hihi.

- kiedy ją brałaś? - zapytała, czytając ulotkę, z której dowiedziała się, że można to brać tylko dwa razy dziennie i przerwa między tabletkami powinna wynosić cztery godziny. - to nie są cukierki i nie możesz ich brać ciągle - powiedziała, czytając na jakiejś karteczce jak heather ma dawkować leki i zaczęła je szykować. nie zamierzała jej odpuścić. w między czasie odebrała pełen dzbanek herbaty od obsługi hotelowej, więc nalała jej do jakiejś filiżanki i podała heather, razem z lekami, siadając w nogach łóżka i pilnując, żeby je wzięła.

heather również czytała ulotkę, żeby móc coś pokombinować. chodź tabletkę wzięła jakieś dwie godziny temu, powiedziała - trzy i pół godziny temu - pokiwała głową. czyli za pół godziny dostanie swoją tableteczkę, która przyczyni się do spadku jej gorączki! tak jej się zdawało przynajmniej. wzięła więc grzecznie wszystkie lekarstwa, zerkając ciągle badawczo na blair, czy połknęła haczyk z tą na gorączkę. miała nadzieję, że tak, bo jak pozna z drugiej strony! okryła się bardziej kołdrą, zakładając kaptur od swojej bluzy na głowę, nie wiadomo po co, ale okej.

widocznie na razie się nie poznała, że heather ją okłamuje. podała jej inne leki, skoro na tą od gorączki będzie musiała jeszcze chwilę poczekać. wyczarowała jakiś koc, którym ją przykryła. chyba lepsza by z niej była pielęgniarka niż lekarz (czemu napisałam lekaż...? ;d).
- w takim razie za pół godziny będziesz mogła wziąć tamten lek. w ogóle to masz może termometr? - zapytała. - tak naprawdę to wcale nie wiemy, czy gorączka jest na tyle wysoka, żeby ją zbijać - zauważyła, jakże bystrze.

- mam - wychrypiała lekko, bo już ją łapie całkowite przeziębienie i te inne objawy. wyciągnęła skątam termometr, po czym pewnie miała taki elektroniczny więc z głowy. po chwili pewnie już miała jasno napisane, ile się w niej gotuje - trzydzieści osiem i siedem - odczytała, krzywiąc się lekko. pokazała jeszcze blair, żeby nie myslała, że ją oszukuje czy ma jakieś magiczne sposoby na podniesienie temperatury. - nie chcę być chora - westchnęła ciężko, rysując jakieś niestworzone wzroki na kocu.

pokiwała głową, kiedy zobaczyła temperaturę na termometrze. wcale nie pomyślała, ze heather ją oszukuje. zerknęła na zegarek, bo pomyślała, że gorączkę powinno się zbić jak najszybciej, ale pół godziny jeszcze nie minęło, a blair przecież nie chciała, żeby heather przedawkowała leki.
- nikt nie chce - skwitowała. - jutro powinnaś poczuć się lepiej, jak leki zaczną działać i w ogóle - pokiwała głową, po czym pewnie dostarczyli pizzę, o której już zapomniałam. - no, a teraz masz jeść - powiedziała, rozkładając pudełko z pizzą. pewnie wyczarowała też jakiś talerzyk i takie tam. miała nadzieję, że heather posłusznie zje i nie będzie urządzać żadnych scen!

jadła grzecznie, jednak zaczęła wybrzydzać już przy połowie pierwszego kawałka, który dla jej skurczonego maksymalnie żołądka wydawał się największym kawałkiem świata. odłożyła go na talerzyk, zerkając to na kawałek, to na blair i tak przez chwilę, po czym zdecydowanym tonem oświadczyła: - nie mogę już - po czym skrzywiła się lekko, wiedząc, że zaraz blair ją skrzyczy lub coś w tym stylu :< chyba bardziej nieodpowiedzialne było branie leków na pusty brzuchol niż nic nie jedzenie cały dzień, jednak nad tym chyba się jeszcze obie nie zastanowiły, hihi. no cóż! zerknęła badawczo na blair, marszcząc śmiesznie noc.

wcale nie zamierzała na nią krzyczeć. wolała się posunąć do bardziej drastycznych środków, jakim jest straszenie. nie, nie takie straszenie, że przyjdzie baba jaga jak nie zje.
- więc nie jedz - powiedziała i zabrała jej talerz. - bierz leki na pusty żołądek, nie będą działać, będzie ci po nich niedobrze i nigdy się nie wykurujesz. w końcu zamkną cię w szpitalu, bo tylko w taki sposób będą mogli ci jakkolwiek pomóc. ale w końcu to twoja decyzja - wzruszyła ramionami i odłożyła talerz na stół. usiadła na parapecie i zaczęła wpatrywać się w heather, zastanawiając się czy owe straszenie poskutkuje, w co chyba trochę powątpiewała.

spojrzała na blair, a potem znów na talerz. w pewnym sensie to straszenie wydało się interesujące dla heather, której najwidoczniej spodobało się tracenie przytomności i takie inne. zrobię z niej jakąś masochistkę do kwadratu xd jednak po chwili, westchnęła ciężko i sięgnęła po talerz.
- dobra, niech będzie - pokręciła głową, wpychając w siebie właśnie miliony kalorii, o których już wolała nie myśleć. zmarszczyła mocno brwi, co chwilę kręcąc głową i patrząc na blair wzrokiem obrażonego dziecka w pierwszej grupie przedszkolnej. żeby umilić sobie czas jedzenia, nuciła pod nosem jakąś piosenkę, którą akurat chyba sama wymyśliła.

uśmiechnęła się triumfalnie sama do siebie. była prawie pewna, że nie podziała, a jednak! widząc jak heather się męczy westchnęła i nie zamierzała w nią wpychać kolejnych kawałków pizzy.
- myślę, że możesz już wziąć ten lek - powiedziała, biorąc listek z tabletkami i podając go heather, razem z herbatą. może pół godziny to nie tak dużo i nic jej się nie stanie. a nawet jeśli, to blair pewnie spanikuje, bo nie będzie wiedziała co się dzieje, bo przecież nie wiedziała o kłamstwie heather! :<

chyba lek na gorączkę aż tak bardzo nie wpływa, hihi. pewnie tylko zaraz będzie miała osłabienie lub coś w tym stylu. uśmiechnęła się lekko, połykając ten interesujący lek. zapewne podobała jej się kapsułka, lub coś w rym stylu!
- chce ci się tak ze mną tutaj siedzieć? nie masz mnie dość? - spytała dość niepewnie, popijając sobie gorąca jeszcze herbatę. co chwilę dmuchała w kubek, zerkając z nad niego na blair, lekko badawczo zapewne.

- nie mam nic lepszego do roboty, poza tym tylko w ten sposób mam pewność, że nie zrobisz niczego głupiego - wzruszyła ramionami. ostatnimi czasy blair naprawdę nie miała nic do roboty, wręcz zanudzała się na śmierć. chyba nie dla wszystkich wakacje były pozytywne, jak widać. usiadła na fotelu i założyła nogę na nogę, zerkając na zegarek. rozejrzała się po pokoju. - mam z tobą zostać? - zapytała. pewnie bała się, że heather zrobi coś głupiego, a ta sofa wcale nie wyglądała jakoś strasznie niewygodnie.

- boisz się, że coś wywinę? - spytała cicho, praktycznie pod nosem, zajmując się dokładnym oglądaniem kawałka pizzy, który nałożyła sobie na talerz. sama! wow! chyba dali jej tam jeszcze jakieś środki na apetyt. ugryzła kawałek, a nawet na jej twarzy nie malowało się jakieś zmuszenie do tej czynności. zerknęła na nią kątem oka, usmiechając się nawet jakoś przyjemnie. - możesz zostać jeśli chcesz, nie chcę cię tutaj trzymać na siłę, jeśli masz inne sprawy - pokiwała głową na potwierdzenie tych słów. chodź jak heather mówiła, kiedy spotkała jej na owczej, samej w pokoju jest jej jakoś dziko i smutno ; < po prostu wtedy czuła się jakby już nikogo nie obchodziła i robiła takie głupstwa jak poprzednio.

spojrzała na pizzę, która całkiem ładnie pachniała, ale obiecała sobie, że nie zamierza przytyć, mimo, że tu i tam wystawały jej jakieś kostki i takie tam. grunt, że przynajmniej się już nie odchudzała, tylko chciała utrzymać obecną wagę!
- naprawdę nie mam innych spraw - pokręciła głową, przyglądając się swoim paznokciom pomalowanym na francuski manicure. - tak, boję się. a nie powinnam, po tym, co chciałaś zrobić? - uniosła lekko brwi.

- powinnaś - przyznała tylko, kiwając lekko głową. zjadła więc posłusznie ten kawałek, po czym nie wiem, ale ja muszę lecieć na jakieś pół godziny :< jak będziesz to dokończymy czy coś, a jak będziesz musiała lecieć, to heather zasnęła po dużej dawce leków, od dziś swoich ulubionych, na zbicie gorączki, opychając w międzyczasie prawie całą pizzę. brawo!

raczej będę, bo jeszcze muszę czekać do północy, żeby leki wziąć, fuj :<

wcale nie pocieszyło jej to 'powinnaś', bo tylko westchnęła i wstała z kanapy. nalała sobie trochę herbaty, która okazała się być słodka, więc zaraz odstawiła ją na stolik.
- nie pocieszyłaś mnie - przyznała. - jak tam gorączka, spadła? - zerknęła na nią kątem oka, wyciągając z kieszeni telefon, bo właśnie dostała smsa. skrzywiła się nieznacznie, kiedy okazało się to być tylko reklamą w stylu wyślij smsa o treści jakiejśtam pod numer jakiśtam, a wygrasz 38929830820832 milionów. :<

i ja też zw ;*

dotknęła swojego czoła, marszcząc mocno brwi i przy okazji analizując czy gorączka jej spadła. - tak mi się zdaje - uśmiechnęła się lekko, poprawiając sobie poduszki. może rzeczywiście większa dawka leku teraz zadziałała, a jutro będzie miała jakiś spadek poniżej trzydziestu pięciu i mega szok termiczny, hihi. - wiesz co? - zaczęła niepewnie, ponieważ chciała wiedzieć, czy blair w ogóle ma ochotę słuchać wyżalania się heather. no tak, przez tydzień gadała tylko z pielęgniarkami, które obchodziło tylko czy żyję i nie zejdzie na jej zmianie i czy ma podane wszystkie leki. czyli wiadome, że czuła się jak odrzutek społeczeństwa jakiś. - kiedy ze szpitala zadzwonili do moich rodziców, że wiesz co... oni powiedzieli, że sama się w to wpędziłam, a do wychowania mają jeszcze mojego brata, którego wychowają na lepsze dziecko - mruknęła pod nosem, spuszczając wzrok na filiżankę, którą trzymała w ręce i zaczęła pukać w nią nerwowo palcem.