The Electric Birdcage.

zw. ;p

dobra to siedziała. - nuda. - stwierdziła po czym napisała sobie do kogoś tam esemesa. ;x

- do kogo piszesz? - zapytała, trochę obojętnie, bo właśnie przeczytała w swoim telefonie najnowsze plotki według pansy. zaczęła nerwowo bębnić palcami w blat stołu i ogólnie, pobladła. - boże, plo to suka.

- do mamy. - powiedziała. - chce żebym ją odwiedziła. czego suka ? pokaż. - kazała jej pokazać co nasza suka plo powypisywała. dobra to jej pokazała i.. - no, e, u, o,a e. no sucz do potęgi entej. grupa krwi mi się zmienia jak czytam te, bzdury. - poszukała nawet na swój temat chamstw. - o jestem beznadziejna i jestem idiotką, smutne. - skrzywiła się. - zabijemy ją a co.;p

- chyba muszę się przejść - mruknęła tylko. - idziesz ze mną, czy coś? - rzuciła do flo, bo abi już chyba nie było(?).

- idę. - poszły, matko idę po tabletkę;x

jest piątek wieczorem, jest impreza! xd violecię postanowiło wyskakać się właśnie tutaj. powiedzmy, że akurat leciało mew - repeaterbeater, bo ja to kocham i uwielbiam ostatnio, to niech to leci właśnie, o. coś będe dzisiaj mącić ;o w każdym razie tradycyjnie już: piła, i spalała puste kalorie które wypiła tańcząc xd

mercedes siedziała na jednym z tych ślicznych krzesełek, powiedzmy że
piła jakiś sok, na pewno nie pomarańczowy, bo ona nie cierpiała
pomarańczy, to był sok bodajże malinowy, piszę to dlatego, że ona
myślała o sokach i jedzeniu, coś o jedzeniu ostatnio piszę, nie wiem czego. popatrzyła ze znudzeniem na ten płaski telewizor i na jakieś gibiące się murzynki i rapera stojącego między nimi. ziewnęła, zaczęła wirować słomką w soku i patrzeć zamyślonymi oczami na jakieś wzorki na ścianach.

no i tak się złożyło, że w tym samym miejscu, w tym samym czasie pojawił się tu joshua. w końcu jest sobota, jest impreza xd nie ma pomysłu w jaki sposób mogliby się poznać. może po prostu joshua pomylił ją z kimś innym! pewnie podszedl do jej stolika, popukał ją w ramię. wydawało mu się, że mercedes to jego znajmoma ze studiów zapewne - audrey? - zapytał niepewnie. pewnie kiedy dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego skumał się, że to nie ona. no i się roześmiał sam z siebie - przepraszam, musiałem cię pomylić z kimś innym - wzruszył lekko ramionami cały czas śmiejąc się z siebie.

właściwie to mer uśmiechnęła się serdecznie. - zdarza się pomylić. - i tak mu odpowiedziała, pewnie popatrzyła na niego z zaciekawieniem i odsunęła krzesło obok siebie ot tak. - jeśli chcesz... - poklepała krzesło i popiła ze słomki malinowego. właściwie to powinna powiedzieć do niego 'pan' bo to tak z grzeczności się robi, nawet do tych młodych. xdd może jej się trochę głupio zrobiło,że tak od razu zaprosiła chłopaka aby usiadł koło niej, ale codziennie gdzieś łazi sama, a jakieś towarzystwo jej się przyda, chociażby takiego nieznajomego, który był przystojny, trzeba mu to przyznać.

a co mu tam, usiadł ;p pewnie też tutaj przybyl sam, więc tym bardziej ucieszyło go to, że może poznać tutaj jakąś fajną dziewoję ;p a więc usiał i wyciągnął rękę na powitanie - jestem josh - posłał jej jeden z tych swoich ładniejszych uśmiechnął i zalożył swoje długie włosy za ucho ;p - a ty? jak ci na imię? - zapytał z ciekawości przyglądając się ciekawsko jej twarzy, mocząc usta w swoim drinku. pewnie w głowie sobie przekalkulował, że jest niczego sobie, więc nie odrywał od niej oczu.

- mercedes. - odpowiedziała i także posłała swój seksiasty uśmiech. zdjęła swój kardigan ponieważ zrobiło jej się strasznie gorąco, odsłoniła swoje malutkie ramionka, hihi. - jesteś stąd? może przyjezdny. - ciekawiło ją to skąd jest i kim jest, przecież musi się dowiedzieć z kim ma do czynienia. zachciało jej się czegoś mocniejszego i przywołała skinieniem ręki kelnera, u którego zamówiła jakiegoś fajnego drinczka, może się dziś napije, według mercedes raz się żyje i trzeba korzystać ze wszystkiego, no dobra nie ze wszystkiego, powiedzmy,że wibratorów nie ma zamiaru używać, huehue.

- nie jestem przyjezdny. jestem stąd. mieszkam tu praktycznie od urodzenia, nie licząc dwóch lat, które spędziłem w londynie z moim ojcem. tak się składa, że jestem pół anglikiem - roześmiał się. pewnie podobnie jak mercedes, seksownie i pociągająco, hihi ;p - a ty? też jesteś stąd? tak w ogóle to opowiedz mi coś o sobie - ponownie upił trochę ze swojej szklanki i wbił w nią swój ciekawski wzrok. pewnie wyglądał uroczo przez te swoje wielkie oczy ;p

musiałam sobie przypomnieć jej wizytówkę.:d
- tak jestem stąd urodziłam się tu. - tu umarła jej matka, chociaż nie wspomniała nic o tym, nie miała zamiaru użalać mu się na ramię, oh jaka to ona biedna. - jestem amerykanką z krwi i kości. - uśmiechnęła się i popatrzyła w bok, miewała gwałtowne zmiany humoru, raz się śmiała, raz krzyczała na wszystko co się da, być może miała coś z psychiką po śmierci najlepszej i najukochańszej osoby. - masz fajne imię. - bąknęła w jego stronę i się zaśmiała nerwowo, po pierwsze to joshua kojarzy mi się z takim filmem ale jest fajne. milusie. <3

mi się imię joshua kojarzy z joshuą z the horrors i z joshem rubenem z takiej grupy komediowej xd
na komplement od mercedes uśmiechnął się i spuścił nieco głowę, coby wyglądać skromniej - dziekuję. twoje też jest śliczne. pasuje do ciebie - uśmiechnął się seksownie po raz drugi dzisiaj. nawet pozwolił sobie dotknąć jej długich blond włosów, które przykuwały jego uwagę od jakiegoś czasu. pewnie lubił długowłose dziewczyny. w końcu sam miał dość długie włosy ;p

odsunęła się od niego strzepując jego rękę. - mógłbyś mnie nie dotykać? - warknęła na chłopaka i odruchowo poprawiła swoje włosy. włożyła do ust słomkę i dopiła prawie do końca sok, nie chciała siorbać.:d jednak zaraz po chwili miała wyrzuty sumienia, że tak niemiło zwróciła się do chłopaka i uderzyła lekko jego rękę, popatrzyła swoimi dużymi niebieskimi oczami na niego przepraszająco. - przepraszam. - wykrztusiła to bezcenne słowo z ust i zaraz spuściła wzrok. - nie chciałam, źle zareagowałam, sorki. - wstała i włożyła na siebie swój kardigan. już miała iść, wyjść. czuła się jak kompletna idiotka.

go szczerze mówiąc też lekko zaskoczyła. przecież nic nie zrobił! nie rzucił się przecież na nią ani nic, a poza tym staral się być miły. tym bardziej nie wiedział o co chodzi - dobrze, przepraszam - uniósł lekko ręce w geście niewinności. malowało się mu na twarzy zdziwienie i zmieszanie. zastanawiał się przez moment dlaczego akurat tak zareagowała, kiedy dotknął jej włosów - wszystko w porządku? - spojrzał na nią z lekką troską. no cóż, zmartwiła go trochę.

- tak, wszystko jest w porządku. - powiedziała.- przepraszam serio. - zaczesała palcami włosy do tyłu, no wiesz o co mi biega. popatrzyła na niego ale zaraz potem odwróciła wzrok. - strasznie mi jest głupio, nie mogę sobie tej scenki wybaczyć. - właściwie to jej się często zdarzało, nagłe napady, złość na wszystko i na wszystkich, napady płaczu. chyba jednak wybierze się do psychiatry, bueehhe. - chyba już pójdę. - powiedziała.

- nie, nie przepraszaj. to ja przepraszam. może nie powinienem...no wiesz. spokojnie - nie chciał, żeby mercedes czuła się głupio czy coś w ten deseń - nie musisz ode mnie uciekać, naprawdę nic się nie stało - zapewnił ją - ale jak koniecznie chcesz iść, to cię odporowadzę. jest już dość późno i niefajnie gdybyś wracała sama.

właściwie to nie musiała, ale ze wstydu chciała uciec gdzieś tam, może nawet do klubu ze striptizem. - to chodźmy. - bez żadnego oporu się zgodziła aby ją odprowadził. pewnie wyszli i przez jakiś czas szli w ciszy patrząc pod nogi. - bo widzisz... - zaczęła dosyć niepewnie. - sądzę,że nikogo nie zainteresuje moja sprawa więc nikomu nie wygadasz, mało kto mnie zna. - wzruszyła ramionami. - ponieważ zmarła moja mama, jakiś czas temu, nawet nie chcę liczyć kiedy to było. to właśnie przez to jestem taka nietykalska, serio, jest mi tak głupio, ja nie chciałam, jak zobaczyłam twoją minę, zrobiło mi się i przykro i wstyd. - pierdzielić to ona mogła dużo, mogła go przepraszać całe życie nawet ! ;d

zaskoczyła tym go trochę. a że joshua to wrażliwy chłop był, to wiadomo, więc przejął się trochę jej opowieścią - o mój boże, tak mi przykro - spojrzał na nią ze współczuciem - nie musisz przepraszać. naprawdę, możesz sobie odpuścić. nie będę do ciebie za taką drobnostkę żywił urazy przecież - zrobiło mu się chyba jej szkoda, zwłaszcza, że po jej minie widzial, że przeżywa śmierć mamy. zerkał na nią co chwilę badawczo - mogę cię przytulić? - zapytał w końcu. wolał już nie pocieszać ją bez pytania, bo jeszcze znowu mu się dostanie ;p

muszę już iść bo starszy chce zasiąść.
pokiwała tylko głową co oznaczało,że może. - wiesz, życie jest piekielnie trudne, przed jej śmiercią wcale tak nie myślałam, wręcz przeciwnie! - źle zaczęła to wszystko, pokazała,że jest smutna, zero optymizmu. stanęła na drodze i odwróciła się w jego stronę, zaszklone oczy rozmazywały jej obraz. opatuliła się kardiganem jeszcze mocniej, było zimno fakt, nie dała jednak poznać niczego po sobie. jeszcze z jeden post, ja zakończę.

przytulił ją do siebie mocno mocno i pogłaskał ją po głowie, jak małą dziewczynkę. pewnie jej mama umarła niedawno, dlatego mercedes ciągle to tak przeżywa, no i musiała mu się wygadać komuś, a wiadomo, że obcemu najłatwiej. przytulał ją dość długą chwilę. pewnie sam był trochę zbity z tropu i lekko nawet zmartwiony o mercedes - wszystko już w porządku? - zapytał, delikatnie się od niej odsuwając.

pokiwała głową i pewnie ją zaprowadził do jej domu i ja spadam siema siema. ;c <3

no i pewnie uradowana violet ze względu takiego, że może sobie dzisiaj poszaleć z lauren, zaciągnęła ją tutaj. pewnie zaklepały sobie najlepszy stolik i zamówiły x drinków, coby się najpierw napić, zanim się ruszy w tany i zacznie się robić głupoty :< przynajmniej violet tak zawsze robiła. nigdy nie zaczynała tańczyć na trzeźwo xd violet zaczęła się ciekawsko rozglądać, po czym uśmiechnęła się do lauren - nasze zdrowie, ślicznotko - uniosła szklankę z kolorową zawartością, po czym wychyliła od razu, do dna. chyba nie miała zamiaru się dziś ceregielić. xd