Central Park.

- myślisz, że mi uwierzy? - prychnęła. - gdyby to było na serio wcześniej, to i plo napisałaby o tym wcześniej - powiedziała łamiącym się głosem. - jezu - popatrzyła jeszcze raz w stronę heather, zastanawiając się, czy podejść, czy nie i co jej powiedzieć. czuła się z tym okropnie w sumie. ;c

oburzona czemu pansy śmie ją dotykać, teraz zrobi się przez to wszystko niedotykalska i chamska, cóż, leniwie uniosła wzrok na dwie postacie. kiedy tylko zobaczyła blair, którą zresztą chyba cały czas w głowie wyzywała, posłała jej wzrok pełny nienawiści, pogardy i różnych takich okropnych rzeczy. pociągnęła jeszcze jeden łyk z butelki, chowając ją między kolana, w razie czego. nie chciało jej się nic mówić, zresztą pewnie i tak brzmiałaby żałośnie. żałośnie się też w sumie teraz zachowywała.

pociągnęła za sobą florence i nieśmiało usiadła obok heather. w zasadzie naprawdę nie miała pojęcia co powiedzieć, więc na początek zabrała jej wódkę, no bo po co ma pić. :c
- wszystko w porządku? - zapytała, kiedy jakimś cudem udało jej się opanować drżenie głosu, więc zapytała nawet całkiem normalnie, przyglądając się jej.

ohm, lepszego pytania nie mogłaś zadać. - szepnęła jej do ucha i popatrzyła na pensi. szkoda jej było heather, biedulka zdradziła ją jej miłość, być może pierwsza. ale bler, no cóż bler też jej było szkoda, bo ona przecież była zakochana w tonym dosyć dłużej niż hefe i nie mogła mu się oprzeć. ; c co za życie.; dddd

spojrzała na butelkę, którą jej wyrwała. na blair wolała chyba na razie nie patrzeć, przynajmniej prosto w oczy! położyła głowę na kolanach, ścierając chusteczką z policzka rozmazany tusz. pewnie rozmazała go jeszcze bardziej, czy coś.
- oh, znakomicie - odpowiedziała ironicznie, zdobywając się na równie ironiczny uśmiech, cóż. poprawiła się na ławeczce, dalej mają wzrok wbity w butelkę.

lekko kopnęła florence, za tą uwagę o pytaniu, a potem spojrzała na heather, jakby się bała, jakby było jej przykro, jakby było jej żal heather i w ogóle! pomyślała sobie więc, że najwidoczniej czytała plotkarę.
- ee, hm. heather, to nie jest tak jak ci się wydaje... - zaczęła ostrożnie, bo to było jedyne, co przyszło jej teraz do głowy.

- to ja może pójdę. - patrzyła na heather, może chciała ją przytulić może nie. jednak wolała się w to nie mieszać. - spotkamy się potem. - złapała bler za ramię i szybko wybiegła by dziewczyny sobie spokojnie pogadały. ;x

przeniosła wzrok na florence, przez chwilę skupiając się bardziej na tym skąd ją zna czy coś takiego i to odwróciło jej uwagę od tego wszystkiego! ale potem spojrzała na blair i zastanowienia minęły.
- nie wcale, naprawdę, to tak przez przypadek - uniosła wysoko brwi, podnosząc głowę z kolan. może nawet stwierdziła, że pora się ogarnąć bo ludzie się patrzą, szczególnie staruszek siedzący naprzeciwko.

odprowadziła florence wzorkiem, niezadowolona z tego, że poszła, bo zaraz obie z heather wpadną w histerię i będzie. ;d
- przez przypadek - przyznała, bo nie umiała tego inaczej określić, w zasadzie jej zdaniem to był przypadek zapewne.

roześmiała się złośliwie, kiwając głową z niedowierzaniem. oparła się łokciem o kolano, a głowę oparła o nadgarstek.
- ach tak, wierzę - stwierdziła, najwidoczniej, dość kąśliwie. dajmy na to wykorzystała moment i sięgnęła po butelkę, którą zaraz do siebie przytuliła, cóz ; d kogoś przytulać musi, tym razem będzie to pewnie butelka.

popatrzyła na tą butelkę, zastanawiając się, czy znowu powinna jej ją zabrać, ale stwierdziła, że i tak wystarczająco się jej naraziła.
- jejku, heather, po prostu oboje za dużo wypiliśmy - powiedziała, o ile 'za dużo', to po jednym drinku, no ale jakoś musiała jej to wyjaśnić. - tony cię kocha a ja nie mam zamiaru wtrącać się do waszego związku. i nie pij, bo to ci nic nie da.

popatrzyła się na butelkę, odstawiając ją gdzieś pomiędzy nią a blair. chwilę odrywała etykietę, najwidoczniej szukając czegoś co mogłaby powiedzieć, kto wie, może pod tą etykietą kryją się jakieś mądre stwierdzenia i takie inne lub rozwiązanie sprawy. jednak musiała się rozczarował bo nie było. nic nie powiedziała, tylko znów objęła kolana rękami.

kiedy heather milczała, było jej coraz trudniej, bo sama nie wiedziała co powinna zrobić i czy tony nie wkurzy się za to, że w ogóle z nią o tym rozmawia. no ale przecież nie mogła tego tak zostawić, raczej.
- przepraszam - powiedziała cicho, bo właściwie powinna to chyba powiedzieć od razu. - co zamierzasz teraz zrobić? oprócz picia - wskazała na butelkę. - bo to chyba nie jest żadne rozwiązanie.

zaczęła dalej odrywać etykietkę, kiedy zdrapała ją do końca z lekką irytacją zrzuciła ją z ławki. no wiadomo, że się rozbiła i jej zawartość wylała się, a raczej rozprysła.
- jak się zachlam to też jest jakieś rozwiązanie - wzruszyła ramionami, pociągając nosem. czuła się pewnie jakaś bezsilna i bez pomysłu co mogłaby teraz zrobić. najchętniej chciała, żeby to wszystko rozwiązało się samo. potarła lewą powiekę i zerknęła na blair. heather pewnie wyglądała teraz jak miś panda z tym rozmazanym makijażem :c

misie panda są fajne ;d

wyciągnęła z torebki jakieś chusteczki i podała je heather. w zasadzie ona nie czuła się lepiej od niej raczej.
- nie, nie jest. jutro wytrzeźwiejesz i tylko będziesz miała kaca, uważasz, że to wszystko rozwiąże? - stwierdziła, w ostatniej chwili przesuwając nogi, żeby wódka nie zalała jej butów. - nie wiem co mam ci powiedzieć, heather. nawet nie wiesz jak okropnie się z tym czuję, ale nie chciałam, naprawdę nie chciałam - westchnęła i pomyślała, że jest ostatnią idiotką. znaczy blair, nie heather. - nie płacz już - powiedziała. - wyjaśnicie sobie wszystko z tonym i będzie okej - wzruszyła ramionami.

spuściła wzrok na rozbitą butelkę, właściwie chciała się chyba przesiąść na inną ławkę, żeby nie było widać, że to one są sprawcami tego mini pobojowska. kaca pewnie będzie miała jutro wielkiego, dostanie teraz temperatury od płaczu i będzie miała najbardziej zajebiste urodziny pod słońcem. w łóżku, samaaa. hepi elołn.
- zachowuje się żałośnie - stwierdziła, przełykając głośno ślinę, dalej wpatrując się w rozbite szkło.

rozejrzała się wokół, zauważając, że wzrok niektórych osób jest skupiony w zasadzie wyłącznie na nich.
- nie, pewnie każdy by się tak zachował na twoim miejscu - powiedziała, przypominając sobie właśnie, że heather wspomniała coś o swoich poniedziałkowych urodzinach i poczuła się jeszcze gorzej, no bo w sumie niezły 'prezent' jej zrobiła. - może chodźmy stąd, hm? zmarzniesz i w ogóle, wszyscy się gapią. znaczy rozumiem, jeśli mnie nienawidzisz i chcesz, żebym się odczepiła, ale chyba czułabym się trochę lepiej, gdybym odstawiła cię bezpiecznie do domu.

objęła się rękami, bo pewnie dopiero teraz poczuła, że jest w zwykłej bokserce, w której wybiegła z domu. wstała, pewnie już dość nieudolnie i nierówno, przecież zawsze trochę czasu minie zanim zrozumie ile zdążyła tak sobie łyczkami wypić. stała w milczeniu, wpatrując się w blair i co chwilę ocierając jeszcze swoje policzki chusteczką. czuła się dość idiotycznie jak połowa zgromadzonych się na nią gapiła, jakby nie mieli własnych problemów! zaczynała się lekko chwiać, hihi!

więc wstała, obejmując heather ramieniem, żeby przypadkiem się nie przewróciła. zarzuciła jej na ramiona swój rozpinany sweterek, bo była lżej ubrana od niej. i pewnie ją odprowadziła, zacznij u heather, czy coś, nie wiem. xd

przybyła tutaj na spacer, słuchając sobie muzyki ze swojego ipoda i konsumując lizaka. była ładna pogoda, więc chciała z niej korzystać i spędzić czas na świeżym powietrzu, a nie w sklepie bądź kawiarni, jak zazwyczaj ;p

abi chodziła sobie tutaj, najwidoczniej szukając guza! cóż, może nie aż tak bardzo bo wolała nie kluczyć w jakiś dziwnych, nieoświetlonych alejkach. chodziła główną, obserwując sobie zgromadzonych tu ludzi. pewnie biegających z jakimiś flagami ameryki, żeby potrzymać realną sytuację dnia dzisiejszego! albo i nie, łotełer. w kieszeni ściskała, pogniecioną już do granic możliwości, paczkę mentosów! cóż za obrona.

maximilian też urządził sobie spacerek po central parku, bo on w nocy praktycznie nigdy nie bywał w domu. przez przypadek po drodze, wypalając skręta, pociągnął z bara abilene. oczywiście przeszył ją najpierw wzrokiem, więc po krótkim czasie do jego mózgu dotarła wiadomość, że ją zna! - o, cześć. nie wiem, czy mnie pamiętasz. max jestem - uśmiechnął się szeroko. za cholerę nie pamiętał jej imienia, ale chociaż ją kojarzył, to już coś! wyrzucił swojego niedopalonego skręta gdzieśtam za siebie, bo sobie stwierdził, że może abi nie chce być podtruwana.

sori za zapłon, to brzmi strasznie, ale siostra zagoniła mnie do zmywania :c
kiedy ją trącił z bara, przez chwilę stała w miejscu, poprawiając swój długi sweterek w kolorze zielono butelkowym. najwidoczniej zamieniała się w jakąś sierotkę w wielkim mieście, lub coś w tym stylu. przyjrzała się maxowi, przymrużając lekko oczy.
- ah, max, pamiętam - przypomniała sobie, pstrukając palcami - widzę, że też urządzasz sobie nocne już spacery - spojrzała na zegarek, żeby zorientować się która to godzina, a potem oderwała wzrok od tarczy zegarka i przeniosła go na maxa, lekko się uśmiechając.

- no zdarza mi się czasem urządzać sobie nocne spacerki, nie powiem. szczerze mówiąc rzadko bywam o tej porze w domu - wzruszył ramionami i sobie pomyślałm, że chętnie by znowu coś zapalił, więc wyjął z kieszeni paczkę papierosów tym razem, wsadził sobie jednego w zęby i zapalił. oczywiście podstawił abi tą paczkę pod nos - palisz? - uniósł lekko brwi i się delikatnie uśmiechnął. możliwe, że jego wzrok był lekko nieprzytomny, ale on miał tak zawsze ;p

pokiwała przecząco głową, krzyżując ręce na klatce piersiowej. pewnie robiło się już trochę chłodno, wiadomo, jak to wieczorem.
- próbuję ograniczać, ale co z tego wyjdzie to nikt nie wie - westchnęła i przewróciła oczami, bo dobrze wiedziała, że z tego nic się nie uda. ale na razie się trzymała! poprawiła jakoś sprytnie włosy, bo właściwie wylazła w stroju domowym jakim była lekko pognieciona, biała podkoszulka i czarne rurki. no mniejsza o to, może dla niej tak strój domowy wyglądał.