plaża

bo nie ma chyba ; d ale trudno! u nas jest.
zerknął tylko na blair, może trochę dłużej niż trzy sekundy, żeby zaobserwować to, że chyba mu tutaj usypia. w każdym razie podniósł się jakoś z piasku, sprytnie się otrzepując, ale nie jak piesek. tak na przyszłość.
- idziesz spać? - spytał, unosząc jedną brew. jak pójdzie spać to będzie mógł sobie zapalić papierosa! - chyba niezbyt wygodne miejsce sobie wybrałaś - zauważył, kiwając mądrze głową. niestety, zawsze mu się wydawało, że pozjadał wszelkie rozumy świata i wie wszystko najlepiej <:

- nie - mruknęła otwierając oczy i podnosząc się na łokciach. - nie będę tu spała, żeby przez noc zjadły mnie jakieś robaki, albo, co gorsza, ktoś mnie zaatakował - wzdrygnęła się na samą myśl. - z drugiej strony, do domu też nie chce mi się wracać - oho, chyba włączyło jej się marudzenie, biedny ian! xd ale naprawdę nie chciała wracać do domu, bo pewnie zaczęłaby się jeszcze bardziej zadręczać i takie tam.

- następnym razem musisz pomyśleć o jakimś namiocie, rozbić go tutaj i zrobić sobie wigwam czy jakkolwiek się to nazywało - machnął ręką, po czym jeszcze wytrzepał jakoś sprytnie włosy z resztek piachu. nikt nie lubi piachu we włosach :< jak już to kwiaty, jednak ian nie lubił mieć czegokolwiek we włosach ; d boże, co ja piszę w ogóle. chyba już jestem śpiąca. - chodź, zaniosę cię - stwierdził całkiem poważnie, bo niby czemu miałby żartować!

- jasne, a potem będę ci płaciła odszkodowanie, jak sobie połamiesz kręgosłup. nie ma mowy! - ułożyła się z powrotem na piasku, coraz poważniej myśląc o tym, żeby zostać tu na noc. najwyżej będzie miała czujny sen i będzie żyła nadzieją, że uda jej się przeżyć do rana! ;p obserwowała iana kątem oka, zastanawiając się, czy mówi poważnie.

sori za zapłon ; *

- przestań, przecież ważysz tyle co nic - stwierdził na swoje czujne i badawcze oko. żeby się też przekonać, podniósł jakoś sprytnie zaborczą blair, która pewnie nie miała się jak bronić, bo przecież piasku nie da się złapać! co najwyżej mogła się jakoś zapierać, kopać, gryźć i takie inne dzikie rzeczy, uznawane jako przemoc :< - widzisz, jakoś się nie połamałem - roześmiał się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem, że blair jeszcze nie wie, że jak ian powie to tak będzie.

okej ;*

blair nie była aż taka zła i straszna, żeby go kopać i gryźć, więc tylko go objęła, żeby przypadkiem nie spać.
- ale jak cię coś będzie bolało, to będzie twoja wina! - zastrzegła, bo ona wcale nie wierzyła w to, że jest lekka jak piórko. pewnie ian zaprowadził ją aż do jej domu, a przynajmniej tak mi się wydaje. xd zaczniesz? ;*

wpierdzielała orzeszki ziemne, bardzo jej smakowały i były solone.<3 siedziała na plaży ubrana na cebulkę na wszelki wypadek, hihi. bo pogoda już się zmieniała, raz było zimno raz gorąco, a teraz słońce zaczynało zachodzić i na ciele można było poczuć chłód. wstała więc i zaczęła iść w stronę ławki. w końcu doszła do ławki i fajnie się na niej rozsiadła, patrzyła na chowające się powoli słońce i zastanawiała się co będzie dziś oglądać w telewizji, o!

pewnie violet spacerowała sobie po plaży w dużych, ciemnych okularach, mimo że słońce nie dawalo się specjalnie we znaki, miała na sobie zwiewną, koronkową sukienkę i ramoneskę, bo było dziś w miarę chłodno. oczywiście znając jej roztrzepanie i skłonności do zamyśleń nad jakimiś mało istotnymi rzeczami, violet o mało co nie wywaliła się w okolicach ławki ;p w każdym razie postanowiła sobie usiąść obok lily, żeby przypadkiem się nie zabić - ale ze mnie gapa - mruknęła pod nosem, zdejmując okulary z nosa. potem badawczo zerknęła na dziewczynę i posłała jej miły uśmiech.

lily też się uśmiechnęła, bo znała to słowo dobrze. - zdarza się. - wzruszyła ramionkami i popatrzyła w bok, bo jakiś pan patrzył do kosza. pewnie jej łzy stanęły w oczach, jakże człowiek może tak spaść na psy.;c pewnie dziewczyna się zasmuciła i dała mu troszkę groszaków jakie miała w kieszeni, dobre czyny znaczą wiele. pewnie staruszek poszedł dalej i kupi sobie wino czy coś, może wodę tak jak w takiej jednej reklamie. popatrzyło to tak biednie na violet, oh jaki ten świat okrutny. - szkoda mi się go zrobiło. - powiedziała do niej i zamrugała powiekami tak jakby jej coś wpadło do oka.

- mi raczej nie szkoda takich ludzi - skrzywiła się lekko - pewnie sami sobie zapracowali na taki los. gdyby normalnie poszedł do pracy, to nie musiałby prowadzić akurat takiego trybu życia - pokiwała lekko główką na potwierdzenie swoich słów. łatwo było mówić córeczce bogatego tatusia ;p - ale widzę, że jesteś wrażliwa na niesszczęście innych, to chyba dobrze - wyciągnęła rękę do nieznajomej - violet jestem - znów się uśmiechnęła.

pokiwała głową - masz rację, sami sobie zapracowali, jest mi ich jednak szkoda. - powiedziała i uścisnęła lekko jej dłoń. - lily - także się uśmiechnęła i poprawiła swoje włoski, zakładając je za uszka, włosy miała sypkie i od razu wyślizgnęły się zza uszu z powrotem na jej twarzyczkę. - mieszkasz tutaj tak? - zapytała po chwili i popatrzyła na włosy dziewczyny, ładne były, tak jak te na awatarze.<3

- tutaj? nie, mieszkam w apartamentowcu na manhattanie - zachichotała cicho z typową dla siebie błyskotliwością ;p - w sumie mieszkam tutaj dopiero kilka miesięcy. jestem z francji, z paryża. tutaj przyjechałam tylko na studia. w sumie niedługo zacznie się dla mnie drugi rok studiów, co mniee trochę przeraża - wzdrygnęła się na samą myśl - a ty? rodowita amerykanka, czy jesteś jeszcze skąd inąd? - zerknęła na nią ciekawsko.

słuchała jej. - no ja tak mieszkam tutaj od dziecka. wiesz pewnie się nigdy nie spotkałyśmy znaczy od jakiegoś czasu bo mnie długo nie było, mieszkałam u cioci w la ale tylko przez prawie dwa lata. - powiedziała jej, i ja tego w wizytówce nie napisałam bo nie miałam pomysłu na jej biografię. - paryż? zawsze chciałam tam pojechać. - westchnęła z zazdrością. - jadłaś ślimaki ? - podniosła brwi i zachichotała.

- kiedy mówię, że jestem z paryża, wszyscy zachwycają się tym miastem, to poniekąd zabawne - zaśmiała się cicho - oczywiście, że jadłam ślimaki. jadłam dużo rzeczy, smakowałam kuchni z całego świata, bo całe dzieciństwo podróżowałam. jeździłam z moim tatą na delegacje do różnych krajów - uśmiechnęła się i wypięła dumnie pierś - w los angeles byłam z jakieś 6 lat temu w sklepie z zabawkami - zachichotała znów - ale pamiętam, że niezbyt mi się tam spodobało - wzruszyła lekko ramionkami - nie chcę wychodzić na jakąś przesadną pattriotkę, ale paryż jest dla mnie miastem nr 1 i tylko tam jest mój prawdziwy dom. musisz tam koniecznie pojechać - uśmiechnęła się lekko.

- mi się podobało w la, chociaż wszyscy tacy plastikowi są, ale widoczki ładne. - powiedziała i posłuchała jej grzecznie. - dobre te ślimaki, ja bym się wyrzygała na stół i pobiegła truchtem do ny. - zaśmiała się. - wiesz, chodzi mi tylko o ślimaczki. - skwitowała i pokiwała głową. - dla mnie nju jork to miasto numer jeden. <3 - położyła dłonie na sercu i wzięła parę haustów powietrza. - i cieszę się,że tu wróciłam. tam to tylko w domu z tą raszplą siedziałam bo bała się,że jakiś pedzio mnie złapie. uciekałam tylko w nocy jak szła spać, tym bardziej mógł mnie zbok jakiś złapać. - zaśmiała się ale skrzywiła się nagle. - miała dziwnego piega na brodzie, z włosem. - można uznać,że źle wspomina tę ciotkę. pewnie śmiała się co jakiś czas. - sori takie głupoty ci gadam, po co ci to cnie. - pokręciła głową rumieniąc się lekko, troszkę jej się głupio zrobiło, dziewczyny nie znała a opowiada jej co się działo w la, cała lili.

- nie, nie przejmuj się, też bardzo często zdarzają mi się słowotoki. gdybyś trafiła na dzień , w którym non stop mogłabym gadać, to pewnie streściłabym ci całą moją nudną biografię i pewnie jeszcze kilka biografii moich znajomych - zachichotała głupkowato - w każdym razie witamy ponownie w nowym jorku. jeśli będziesz miała ochotę na imprezy, to chyba wiesz, kogo masz wyciągać - puściła do niej oczko i się roześmiała - też przerabiałam ucieczki z domu, ale chyba już z tegoi wyrosłam. chociaż muszę przyznać, że wrażenia są niezapomniane, zwłaszcza, jak schodzisz z drugiego piętra.

pstryknęła palcami - oczywiście dzwonię do ciebie albo atakuję od tyłu i wynoszę na jakąś imprezę, nie ma sprawy. właściwie to zawsze wychodzę drzwiami kiedy mi się chce i o każdej porze, jednak tam, nigdy nikogo nie zabiorę do niej, bo będziemy dziergać berety zamiast iść na party. - przewróciła oczami na samą myśl i o jej bujanym fotelu, aż się wzdrygnęła. - a no właśnie i ty też masz mnie brać na jakieś imprezy, z miłą chęcią gdzieś się komuś wpierdzielę w fotel i zapiję do upadłego. - zachichotała i uniosła kciuk. - nie żebym się jakoś pchała. - zafalowała brewkami i złączyła nogi tak,że siedziała teraz na ławce po turecku. - a może teraz jest gdzieś jakaś impreza co ? - popatrzyła na nią błagalnie, a może nie błagalnie, znaczy tak, hm z tęsknotą za alkoholkiem bo dawno piła, znaczy uwielbiała zajawkę wirowania ziemi i jak mówiła ' a ja wiem czego kopernik odkrył,że się ziemia kręci! bo jak się nawalił to wirował mu pokój przed łoczkami' takie głupoty to się po pijaku gada i jakoś tak myślała sobie fajnie i czekała na odpowiedź od violet, która też słuchała gadaniny lily, słowotok, właśnie, zdarza mi się on często MI chodzi,że userce, szczególnie w wakacje jak gdzieś idę z koleżankami, gadam jak najęta.<3

- o tak, mam kolejną towarzyszkę do imprez - roześmiała się i poprawiła swoje włosy - też czasem lubię się napić. w końcu alkohol jest dla ludzi. uwielbiam imprezy. też bym się teraz gdzieś wybrała. może pójdziemy do któregoś z twoich ulubionych klubów, co? - wyszczerzyła się pokazując ząbki. w sumie jak można się wyszczerzyć nie pokazując ząbków? chyba nie można, jednak mniejsza ;p

- kolejną ? to dobrze,że mnoży się tego i mnoży. - parsknęła śmiechem. - właściwie to nie dziś, w kolejny weekend. teraz muszę spadać. może pójdziemy jeszcze razem w tamtą stronę jeśli idziesz tam w ogóle ? - pokazała na północ czy coś. i pewnie violet się zgodziła i poszły. muszę teraz uwagę przykuć na nicolasa, bo będzie niezła akcja, dziękuję. xd

ależ proszę xd w takim razie pewnie violet się ładnie pożegnała i sobie poszła skocznym krokiem do domu <3

spacerowała sobie tutaj, jednak po pewnym czasie przysiadła jakoś na szaliku, bo nie wyposażyła się w żadnej koc, bo to było nieplanowane. znaczy nie koc, tylko wizyta na plaży. oparła łokcie o kolana, podpierając policzki o nadgarstki i wpatrywała się gdzieś przed siebie w wodę. uważam, że na plaży gdy jest ciemno, dzieje się wiele ciekawych rzeczy, jednak lauren nie chciała w nich uczestniczyć, tylko się pogapić w falę, posłuchać szumu wody i żeby ją wywiało za wszystkie czasy :< tego ostatniego się nie spodziewała, więc pewnie było jej zimno.

może max ją śledzi? może wszczepił kiedyś lauren czipa i wie, gdzie się podziewa w każdej chwili? może ma jakieś mega moce, które sprawiają, że wszystko wie, nawet gdy jest na maxa odurzony?
możliwe. najmożliwsze jest chyba to, że spaceruje sobie czasem przechodząc nieopodal ulicy, na której teraz mieszka, bo załóżmy, że się dowiedział od kogośtam, ny jest duży, ktoś mu mógł powiedzieć. w kazdym razie wywęszył, że lauren jest właśnie na plaży. sama jak palec. może warto zaatakować? xd
w każdym razie, kiedy siedziała sobie na piasku, podszedł do niej cichaczem i również usadowił się na piasku, obejmując ją jakoś przyjemnie od tyłu. nie liczył się z tym, że lauren tego nie chce, jednak nie pogodził się do tej pory z tym, że go rzuciła, o czym pisałam już 3674584 razy. ech, znowu będę się rozpisywać, jak nie wiem co :<

podskoczyła lekko i nawet pisnęła, kiedy ją niespodziewanie objął. wiadomo, przestraszyła się, szczególnie że teraz będzie miała jakieś traumy. jak zobaczyła maxa, lekko odsunęła się od niego, strzepując jego rękę z jej pleców. straciła alternatywne źródło ciepła w tym momencie :< jednak nie o to tutaj chodzi, prawda. zerknęła na niego kątem oka, zastanawiając się dlaczego teraz ciągle na siebie wpadają, kiedy właściwie tego nie chciała. bardziej się go bała nic cieszyła. no, przeleciało jej przez myśl, że ją śledzi w jakimś czarnym płaszczu albo właśnie wywęszył gdzie teraz mieszka. będzie się tak przeprowadzać i przeprowadzać. mruknęła pod nosem tylko 'cześć', niezbyt przyjemnie nawet, kontynuując wpatrywanie się w falę.

max pewnie z uporem maniaka będzie chciał ją odzyskać, a wiadomo, że on jest zdolny do daleko wykraczających poza jakieś granice posunięć. nie spodobało mu się, kiedy go odepchnęła. za każdym razem zresztą się wściekał, kiedy mu czegoś odmawiała, kiedy się od niego odsuwała. zmroził ją momentalnie, ale na szczęście lauren wpatrywała się w fale <3 w każdym razie westchnął po chwili ciężko również się w nie wpatrując. - cześć - odrzekł po cichu. pewnie przez ten moment nie odzywali się do siebie, zapadła cisza, w której oboje wbijali wzrok przed siebie - jak tam...evelyn? - zapytał. chciał jakoś zacząć rozmowę, a nie chciał jej przestraszyć jakimiś prośbami, deklaracjami, które chętnie by wygłosił w tym momencie.

- przeziębiła się w przedszkolu i pościerała kolana, ucząc się jeździć na rowerze. nie jestem dobrą nauczycielką najwidoczniej - stwierdziła głosem całkiem obojętnym, jakby to było takie oczywiste. jednak to miało oznaczać, że nie chciała już ukazywać żadnych uczuć, nawet przez ton głosu. chodź teraz tych uczuć pewnie było więcej negatywnych, jednak jakieś tam pozytywne jeszcze w niej pozostały. wstała, jednak po to by ten szalik, na którym siedziała, owinąć sobie na szyi oczywiście, bo zaraz i ona się przeziębi. zdziwiło ją, że pyta o jej siostrę, jednak nic na ten temat nie powiedziała, bo ograniczała się do minimum z jakimkolwiek kontaktem. westchnęła pod nosem, podciągając nogi pod brodę.