przystanek autobusowy

- czyli może lepiej będzie, jak nie będę pokazywał się w miejscach gdzie jest za dużo dziwnych ludzi - podrapał się po skroni i spojrzał na bler, nie miała się czego obawiać, bo normalnie, prawda! - pozostają też czarne okulary - uniósł jeden kącik ust, dalej patrząc na bler, pewnie chciał uniknąć tego, żeby znów kogoś spiorunować, kto akurat nadepnął mu na palec u stopy! pewnie tylko się skrzywił.

- dziwnych? - rozejrzała się. - są normalni, chyba - wzruszyła ramionami. może się nie znała na ludziach, nie wiem. - czarne okulary kojarzą mi się wyłącznie z matrixem - pewnie się zaśmiała.

- dla mnie wszyscy nieznajomi się dziwni, niestety - kiwnął głową, oglądając się jakoś za tym złoczyńcem co mu stopę podeptał. zawsze jeszcze mógł pozdrowić go środkowym palcem, ale jakby to był jakiś przewrażliwiony dupek, zrobiłby aferę.
- no tak, jeszcze tylko czarny, długi, skórzany płaszcz i braliby mnie za płatnego mordercę - roześmiał się, chodź raz usłyszał jak jakieś dziwacznej dziewczyny ze szkoły, że jakby chciała zginąć to z jego rąk, no sory....

- czyli ja kiedyś też byłam dla ciebie dziwna? hm. w matrixie chyba nie ma płatnych morderców, z tego co pamiętam. ale byli agenci. chociaż oni chodzili w garniturach chyba, nie w płaszczach - pewnie lubiła matrixa. xdd odgarnęła włosy.

uniósł gdzieś wzrok w górę, no cóż. pewnie teraz gapił się na jakąś chmurkę, która wydawała mu się burzowa! no cóż po raz drugi.
- nie wiesz, nawet nie - pokręcił przecząco głową, opierając się rękami o ławkę, tak wiesz z tyłu. - mniejsza, założę garnitur w takim razie! - machnął ręką, uśmiechając się całkiem szeroko.

zmierzyła go wzrokiem.
- nie będzie ci pasował, tak myślę - stwierdziła i wyjęła z kieszeni papierosy. tak, nadal rzucała. i pewnie zapaliła.

- założymy się? - zmarszczył brwi i uniósł jeden kącik ust. mógł się założyć, bo ładnemu we wszystkim ładnie i tak sobie myślę, że garnitur mu na pewno pasował! no ale, że cały czas chodził w jakiś podkoszulkach i takich innych to nikt sobie go nie potrafił w tym wyobrazić, hihi!

- o co? - wydmuchnęła dym i spojrzała na jakieś, może dziesięcioletnie dziecko, które usiadło obok niej. a dziecko wpatrywało się w nią, więc pewnie się przeraziła. no dobra, lubiła dzieci, ale one bywają straszne.......

- a o co chcesz? - włożył ręce do kieszeni swoich rurek, tupiąc butem o ziemię. pewnie spojrzał też na tego dzieciaka, ale już normalnie. bo chciał chodź raz zapanować nad swoim spojrzeniem, no tak, trzeba się kiedyś oduczyć!
- o przekonanie czy wolisz rzeczy materialne? - przeniósł wzrok z dzieciaka na bler.

- lepiej o przekonanie, bo pewnie przegram - zaśmiała się i dokończyła papierosa. podjechał jakiś autobus, ale nie jechał w stronę jej domu, więc go zignorowała.

- to przypomnij mi żebym kiedyś wyszedł na ulicę w garniturze, albo odwiedził cię w nim - roześmiał się, wyjmując paczkę papierosów, pewnie mu zapachniał, chodź powinien zaśmierdzieć, jak bler paliła, no mniejsza o to. zapalił jednego, chwilę bawiąc się swoją ulubioną zapalniczką.

pomyślała sobie, że pewnie jakby go zobaczyła w garniturze to zaczęłaby się śmiać, albo coś takiego, ale nie powiedziała tego na głos.
- hm, okej - powiedziała całkiem poważnie. - palisz więcej niż ja, nie sądziłam, że to możliwe.

pewnie tam jeszcze chwilę posiedzieli, a potem matt musiał zmywać się do domu bo akurat podjechał autobus i pojechał sobie na gapę, jak każdy z nowojorczyków.
bo już mi grożą, że internet odetną jak nie zejdę, bajos ; *

siedziała na przyjemnej ławce, czy co tam było. wyruszyła na poszukiwania kota, ale jakoś go nie znalazła. w główce swojej małej, miała zbyt dużo myśli i musiała gdzieś wyjść, żeby nie zwariować w czterech ścianach. zapalała i zgaszała zapalniczkę, strasznie znudzona i zmęczona tak nawiasem.

heather schowała się pod tą budką, bo ją złapała ulewa :< dobrze, że nie burza. siedziała sobie spokojnie na ławce, trzymając mocno swoją torbę, bo pewnie jakiś typek wydawał jej się podejrzany. rozglądała się za jakimś autobusem, ale jak na złość nie było żadnego. wyjęła jakaś ciekawą książkę ze szkolnej torby i zaczęła ją czytać, bo co ma robić.

akurat wracał z pracy swoim samochodem, kiedy to ujrzał na przystanku zmokniętą heather. wjechał na zajazd, otworzył okno i zawołał ją, żeby wsiadła :>

okej, pewnie musiała najpierw zareagować, że ktoś ją woła, bo ją ta książka wciągnęła. serjoserjo. wrzuciła ją szybko do torby czy tam plecaka, nie wiem co miała, i pewnie jakoś szybko wsiadła do samochodu, związując mokre włosy w kucyk. cmoknęła go w policzek, zamykając drzwi.
- hej, zbawicielu - roześmiała się, patrząc na stan swoich ubrań.

- wyglądasz strasznie przez ten deszcz! - powiedział do bólu szczerze i wytarł jej z policzka jakiś rozmazany tusz do rzęs, po czym cmoknął ją w nos na powitanie - szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej ulewy. zawieźć cię do domu, czy może chcesz jeszcze po drodze gdzieś wskoczyć? - uśmiechnął się zalotnie, przeczesując włosy palcami i trzepocząc rzęsami ;p

spojrzała w jakieś tam lusterko, chodź mnie zawsze o to opieprzają jak jedziemy, ale trudno :<
pewnie chciała gdzieś pojechać, ale niestety jej stan nie był taki, jakby chciała.
- wyglądam jakbym zeszła ze sceny i grała w kiss - skrzywiła się, przenosząc wzrok na tonyego - więc chyba na razie do domu, potem możemy gdzieś wskoczyć, wyskoczyć czy cokolwiek - uśmiechnęła się uroczo, hm!

zaczął się śmiać, kiedy przyrównała się do członka kiss, bo od razu wyobraził ją sobie w pełnym makijaży, wariującą na scenie i odgryzającą głowę nietoperzowi (chociaż nie jestem pewna, czy ozzy zrobił to będąc w kiss, czy black sabbath, ale nieważne ;p) - nie ma sprawy, powiedz mi tylko gdzie mieszkasz - pogłaskał ją po głowie, na chwilę odrywając wzrok od jezdni, bo załóżmy, że już jechał ;p

black sabbath, chyba ; d no whatever!
pewnie pojechali i ja zaczne, cnie!

pogoda była pewnie taka ponura jak u mnie, ale w sumie to kojarzy mi się taka z jakimiś fajnymi filmami. blair siedziała na przystanku, ale takim, co są z takim daszkiem, żeby przypadkiem nie zmoknąć i czekała aż minie ulewa.

akurat wracał ze swoją małą siostrą ze sklepu z całą torbą słodyczy. oboje byli ubrani w przeciwdeszczowe, czerwone płaszczyki z kapturem, więc wyglądali, jak krasnoludki. sally już z daleka rozpoznała blair, więc pociągnęła tony'ego za rękę w jej stronę, a on za nią posłusznie poszedł - kogo my tu mamy - uśmiechnął się pod nosem i uniósł brwi - witaj kuzynko ze strony siostry brata matki chrzestnej - roześmiał się.

- cześć kuzynie - też się uśmiechnęła. - cześć sally. hm, właściwie to sama się wczoraj dowiedziałam, że jesteśmy rodziną - dodała, żeby było jasne, że to nie ona wymyśliła.

- zdążyłem się domyślić, heather mi wczoraj wszystko opowiedziała. szczerze muszę przynać, że się uśmiałem. zazdroszczę wam kreatywności. ciekawi mnie tylko dlaczego wciskałyście jej taki kit - znowu się roześmiał, usiadł na ławce obok blair i wsadził sobie małą na kolana.